O pogodzie w Rzeszowie od 9.01 do 31.01.2016 roku
Niby zima, do pierwszej połowy stycznia nawet poniżej zera, ale śniegu
jak na lekarstwo, a konkretniej na homeopatyczne lekarstwo. W dodatku od paru dni
powyżej zera, więc te nikłe zimowe symptomy zupełnie zniknęły.
I tym stwierdzeniem muszę zakończyć temat pogody, bo rzeczywistość zupełnie
nie inspiruje mnie do dalszych refleksji.
Inspiruje mnie natomiast kilka przeczytanych ostatnio książek.
Zacznę od najgrubszej i najszybciej przeczytanej : "Afrykańska love story"
("An African Love Story") autorstwa Daphne Sheldrick
https://www.youtube.com/watch?v=dqvDHx0vJrI
Rzadko spotyka się kogoś, kto błogosławi swoje życie. Kto wyraża wdzięczność
za czas i miejsce w którym się urodził. Za wszystko, co dane mu było przezyć
i doświadczyć.
Wdzięczność za scenariusz swojego życia przebija z powieści Daphne Sheldrick.
W sposobie w jaki opowiada o swoim życiu i pracy w Kenii. Książka pełna miłości
do ludzi, zwierząt, przyrody i kraju.
Z inteligentnym spojrzeniem na otaczającą rzeczywistość, realia polityczne i społeczne.
Można to wszystko obejrzeć na kanale youtube, bowiem jej życie i opieka nad
osieroconymi słoniątkami, nosorożcami, antylopami oraz innymi "co skaczą
i fruwają" przyniosła jej rozgłos, sympatię i uznanie.
Pozostałe książki to autorzy hiszpańscy. Mój ulubiony Arturo Perez-Reverte, autor
kryminałów, czy tez może thrillerów, dziennikarz. Lubię go za wszystko. Również
za wydane kilka lat temu(w wyd. Znak), felietony.Jego bardzo znana "Szachownica
flamandzka", zekranizowana z efektem nie wzbudzającym entuzjazmu autora,
pochłonęła mnie jednorazowo. Podobnie jak "Ostatnia bitwa templariusza" z akcja
toczącą się w Sewilli.
Nerea Riesco jest również dziennikarką. I również jej powieść przeczytałam prawie
(z powodu objętości) jednym tchem. Akcja rozwija się na przestrzeni wieków w
Sewilli, Kultura arabska i chrześcijańska, religia, polityka, miłość, wszystko co
potrzebne by powstrzymać czytelnika od innych zajęć, i sprawić, by podążał tropem
bohaterów.
Natomiast nie przekonałam się do książki "Niewidzialne miasto" i zrezygnowałam
z czytania po kilkunastu stronach. Teoretycznie powinna być ciekawa, ale napisał
ją poeta, i jak podejrzewam może to miało wpływ na brak rezonansu między nami.
Mam taką swoja teorię, że z racji swej struktury psychicznej, dziennikarze mówią
do odbiorcy, zaś poeci do siebie. Na czym wprawdzie zyskuje poezja, ale powieść
niekoniecznie.