Podczas nawet krótkiego pobytu w Edynburgu, warto przespacerować się, liczącą
niecały kilometr, ulicą Frederick Street. Prowadzi ona, poprzez New Town, w kierunku
północnym, a przyjmując pomnik przy Princess Street (na poniższym zdjęciu) jako punkt
odniesienia, położona jest prostopadle w stosunku do niego.
Frederick Street, przechodzi w Howe Street, St. Vincent Street, i prowadzi do tego miejsca.
Dziewiętnastowieczny St. Stephen's Church, czyli kościół św. Stefana zaprojektował
William Henry Playfair.
Budowla robi wrażenie, Ogromne wejście, bardziej kojarzące się z wejściem do krypty,
(co zresztą nie odbiega charakterem od większości edynburskich budynków), nieco
niepokoi. Na szczęście kościół ten nie zamyka ulicy.
Skręcając w lewo, mijając narożną kafejkę St.Vincent Bar, która wzięła swą nazwę
od patrona sąsiedniej St. Vincent Chapel,
wkraczamy w malowniczą uliczkę Circus Lane.
w głębi obok górującej nad otoczeniem wieży St. Stephen's Church, widoczne zwieńczenie
dachu St. Vincent's Chapel.
Stąd zaledwie kilka minut do mostu Stockbridge na rzece Water of Leith.
Stockbridge jest północnym krańcem New Town, dzielnicy powstałej w XVIII wieku.
Jej rezydentami stali się zamożni edynburczycy, zresztą z myślą o nich została
zaprojektowana. Widać rozmach i urbanistyczną wizję. Uwzględniono też obecność
parków i skwerów.
Urokliwe miejsce. Nic dziwnego, że chętnie osiedlali się tu artyści.
Sama nazwa wywodzi się ze szkockich słów oznaczających drewniany most. Łączył on
brzegi Water of Leith, a tym samym New Town z miasteczkiem Stockbridge, i pobliską
Dean Village.
To miejsce tętni swoim własnym życiem, odmiennym od pozostałych części miasta.
Zresztą Edynburg ma to do siebie, że poszczególne jego fragmenty, mają swoją
specyfikę. Miasto jest w tym spójne, pozornie nie czuje się kontrastów czy dysonansów.
Są jednak odmienne barwy, nastroje, klimaty, zapachy, niebo nad głową. No i to,
co jest pod ziemią.
A Stockbridge ma w sobie jakąś lekkość, niefrasobliwość, nawet radość. Chociaż
to ostatnie określenie niezbyt wplata mi się w edynburskie klimaty. Ale tutaj jest coś,
co z braku innego słowa nazywam radością. Żeby uściślić, jej północną odmianą:)
Nie jest tu nudno. Kafejki, restauracje, sklepiki, w tym spora ilość charity shops,
galerie, i niedzielny farmer market.
I dla odmiany, dla zupełnej odmiany, w kilkanaście minut można znaleźć się
w Royal Botanic Garden, czyli naprawdę robiącym wrażenie Ogrodzie Botanicznym.