Translate
Wednesday, 29 August 2018
BoNNYRiGG. Suburban Permaculture Garden
Bonnyringg jest niewielkim miasteczkiem, do którego pewnie nie wybrałabym się
bez konkretnego powodu.
Od Edynburga dzieli je 12 km,
Położone na południe od stolicy Szkocji, w pobliżu większego i bardziej znanego Dalkeith,
było niegdyś, jak większość miejscowości na tym obszarze, związane z wydobywaniem
węgla kamiennego. Ale to już przeszłość, którą przypomina miejscowe muzeum.
Dlaczego więc Bonnyrigg?
Nie tylko z powodu słonecznej aury i wolnego od pracy dnia. Chociaż ten zbieg okoliczności przypomniał mi o dawnym zamiarze odwiedzenia ogrodu permakulturowego znajdującego się
właśnie tam.
http://www.dariusdiplomaadventure.co.uk/
https://scotland.permaculture.org.uk/people-projects-places/project/park-road-garden-scotland-centre
Wiedziałam tylko tyle, że jest.
Kilka miesięcy wcześniej znalazłam informację, zapisałam adres i to wszystko.
Na stronie internetowej Darius Namdaran, gospodarz i współtwórca rodzinnego gospodarstwa zaprasza zainteresowanych, sugerując uprzednie uzgodnienie terminu spotkania.
Ta sugestia umknęła mej pamięci, kiedy to z przystanku na North Bridge, wyruszyłam
do Bonnyrigg autobusem nr 31.
Nie znałam dokładnego adresu. W mej pamięci zanotowałam jedynie łatwą do zapamiętania
nazwę ulicy. Park Road.
Na miejsce podprowadziła mnie zapytana uprzednio o drogę miła mieszkanka miasteczka.
Wiedziała gdzie, więc postanowiła towarzyszyć mi do końca.
Kiedy zorientowałam się, że jest to przydomowy ogródek, miałam ochotę wycofać się,
i, umawiając się wcześniej, przyjechać w dogodnym dla gospodarzy terminie.
Jednak moja przewodniczka nie widziała problemu, zapukała i zapytała w moim imieniu.
I tak problem się rozwiązał:)
Te kaczki to wprawdzie nie biegusy indyjskie, ale podobnie jak biegusy, uwzględniają
ślimaki w swoim menu. Mają sadzawkę oraz domek, który jest proporcjonalnym
do ich potrzeb tunelem, z częścią odkrytą i zadaszoną.
No i mój zachwyt:) "Stoliczku nakryj się"
Mięta wyrastająca wprost ze stolika.
Instrukcję jak wykonać taki stolik znalazłam na jutjubowym kanale Dariusa
'Enjoy Transformation' :
https://www.youtube.com/watch?v=Y3RVSzHwO5g
Przed kuchennym oknem zielnik. Dominują moje ukochane nagietki, tutaj zwane marigold.
Grządki oczywiście podwyższone.
A poniżej domki dla kurek. W tym samym stylu co dla kaczek. Spójność architektury
gospodarczej zachowana.
Kury ozdobne rasy czubatka polska, Te akurat mało widoczne bo siemieniate
(to taki kolor drobiu, zbliżony do szykretowego w przypadku kotów)
Bioróżnorodny gąszcz warzywny.
Jest jeszcze grządka w roślinami miododajnymi, sad z dwiema śliwami, oraz jabłoniami
i gruszami w tej samej ilości.
oraz cukinie i dynie...
Niedawno kupiłam książkę o bylinach uprawianych w Wielkiej Brytanii.
I sprawdziłam, że ta roślinka to (z umiarkowana pewnością) Cape figwort (Phygelius capensis)
A wszystko to obejrzałam dzięki życzliwości Meg, córce Dariusa.
Jak mi powiedziała, ogród ma już osiem lat. A sama przekonałam się, że ten zajmujący niewielką
powierzchnię przydomowy ogródek, jest permakulturowo zagospodarowany w każdym kawałeczku. Widać w nim miłość do natury, do własnego siedliska, które w tym wypadku nie jest wiejską
posiadłością, ale domem i ogrodem w centrum miasteczka.
A żeby było naprawdę blisko natury, Meg oprowadzała mnie w towarzystwie swojego
ukochanego zwierzątka.
Jasmine, takie imię nosi jaszczurka, była nieśmiała i nie schodziła z rąk Meg.
Na moje szczęście, bowiem raczej unikam bliższych kontaktów z gadami:) Nie dało się tego
ukryć. Na szczęście spotkałam się ze zrozumieniem Meg, która zauważyła, że większość ludzi
boi się gadów. A po angielsku, w moim odbiorze zabrzmiało to dwuznacznie, bowiem odebrałam
to tak, ze większość ludzi boi się reptilian:)
Jasmine ma bardzo łagodną, miłą energię. Było mi naprawde przykro, że mam uprzedzenia
do niektórych stworzeń. Może kiedyś to się zmieni, ale wyczułam, że Jasmine zdaje sobie z tego sprawę. I było mi podwójnie przykro.
Dopiero po powrocie z Bonnyrigg wyszukałam jutjuba, w którym Darius oprowadza
po swoim kawałku świata :
https://www.youtube.com/watch?v=wzA_tCvzjtE
Poniżej skopiowana jego wypowiedź :
"Hi, this is my family garden in Bonnyrigg. I wanna show you around. We spent a few years trying to make it as productive as possible for us a family. That fits in with our life. What we've done is you've got to look at all the needs of us both in the family Hawaii and daughters and put it in to the garden and using glamour culture design as a way of doing the joined up thinking we put in your third behind me rings their small print bed and planters chicken beans on the kitchen and my daughter washable aviary with them ferret and we've got ducks and we've got and people and also specifically washing line what is done is like all of those things together much possible to make it work for us of the family not a case of signs of anything to our showpiece but a practical place for us to get more power by barking more joy more and booths for nutrition and more together time as family so they try to make the most after the start eventually we started thinking it if you like them i'm informed do we like back to what we want that these have been sufficiently from the garden and the projects we want these are new productivity to do is more than just the food they keep..."
i przy okazji mapa permakultury w Wielkiej Brytanii :
https://permaculture.org.uk/land
Sunday, 19 August 2018
St ANDREWS / Sanct ANDROIS / Cill RIMHINN
St Andrews, (gael. Cill Rìmhinn, scots Sanct Androis)
Miasto, które zapragnęłam odwiedzieć dwa lata temu, kiedy to dowiedziałam się
że pomieszkiwała tam malarka Wilhelmina Barns-Graham.
Piszę 'pomieszkiwała', bowiem swoje życie dzieliła między dwa domy - szkocki St Andrews
i kornwalijski St Ives (korn. Porth la)
O Wilhelminie pisałam przy okazji wystawy jej prac w Nationale Museum of Scotland :
http://brighton-bluegrass-podroze.blogspot.com/2016/05/looking-in-looking-out-wilhelmina-barns.html
A ponieważ zauważyłam, że to już środek lata, długi dzień i spore prawdopodobieństwo
słonecznego dnia, postanowiłam wybrać się do St Andrews.
Tym razem po raz pierwszy skorzystałam ze zorganizowanej, jednodniowej wycieczki.
Miejsce zbiórki pod biurem Scotline Tours przy Royal Mile.
Grupę stanowili międzynarodowi turyści w wieku przedemerytalnym. Głównie
niemieckojęzyczni, co mnie ucieszyło, bowiem gwarantowało spokój i punktualność:)
Niestety zawieruszyła mi się gdzieś mapka z trasą wycieczki, więc napiszę tylko,
że wyjazd z Edynburga. Następnie krótki postój przy Three Bridges i spojrzenie na drugi
brzeg zatoki Firth of Forth. Gdzieś tam, w odległości 50 km od stolicy Szkocji, nad
Morzem Północnym, znajduje się kilkunastotysięczne miasto St Andrews.
Pierwszy przystanek w hrabstwie Fife. Miasteczko Anstruther.
Przekąska w postaci tradycyjnego 'Fish&Chips'. To popularne w Wielkiej Brytanie danie
jest porcją ryby z frytkami (o gatunku ryby decyduje klient) smażone w głębokim tłuszczu.
Po drodze urokliwe wioski rybackie, pola, łąki i pastwiska z krowami i owcami...
Wiejsko, sielsko i malowniczo.
W oddali St Andrews...
A to już centrum miasta
Hamish McHamish. Niezwykły kot, którego historię poznałam dzięki blogowi
Roberta Witosławskiego :
https://www.mojaszkocja.com/hamish-mchamish-niezwykly-kot/
Subscribe to:
Posts (Atom)