Translate

Monday, 19 October 2020

Cuthill Community Garden. Prestonpans / August-September-October 2020

 



   Lato to już wspomnienie...  Więc trochę wspomnień z sierpnia, września i pażdziernika 2020


Ponad rok pracy w Ogrodzie i pierwsze lato z jako tako ogarniętymi grządkami. 
Na grządkach wzniesionych królowały odporne na na niesprzyjające warunki, polne maki.

Tegoroczna wiosna była sucha i słoneczna, w ogrodzie nie ma dostępu do wody i nadzieja 
na plony bladła z tygodnia na tydzień.  Posiane w marcu warzywa nie miały ochoty na kiełkowanie,
a ja, prawdę mówiąc, zapomniałam już co i gdzie posiałam.
Ale, jak to bywa w tej części świata, nadszedł czas deszczu, długich dni i względnie wysokich 
(ok. 20 stopni C') temperatur. I bardzo słonecznego sierpnia.
Tak... nadeszło wytęsknione i długo wyczekiwane 'szkockie lato' :)

W gąszczu przepięknych makowych zagonków zaczęły pojawiać się niespodzianki. 
Nagietki, nasturcje i zaskakująco dorodne rzodkiewki. 
Cukinie, których sadzonki podlewałam wodą przynoszoną z domu, nieoczekiwanie nabrały
odwagi i zaczęły panoszyć się między konkurującym z nimi brokułem (a może jarmużem?:)
Wszystko tonęło w morzu wszechobecnej, przeuroczej dymnicy :

Z czasem ogród rozszalał się na dobre. W Dzikim Zakątku, który pracowicie karczując
i kartonując przygotowywałam do przekształcenia w leśny ogród (food forest), ścieżki
szybko zarosły pięknie odmłodzoną pokrzywą i przytulią. W tle równie obfita, zasiana
przeze mnie nasturcja, szybko zniknęła w zieleni  endemicznych gatunków.

Jak się okazało, z sukcesem (przynajmnie na ten rok) udało mi się ogarnąć dominującątutaj jeżynę. 
No i moje odkrycie roku - maliny. Powinnam była je wyciąć, ale z niepewności i może sentymentu 
zostawiłam długie, ponad dwumetrowe badylki, które jednak wydały skromne owoce.
A zupełnie niedawno, w części właściwej ogrodu odkryłam dwa krzaczki maliny jesiennej,
o której dowiedziałam się z podkastu  Katarzyny Bellingham i Jacka Naliwajka
"Naturalnie o ogrodach"


  Najwięcej radości sprawiły mi czarne bzy w porze kwitnienia. Kocham to drzewo i cieszyłam się
  mogąc zrobić z jego kwiatów syrop i susz na zimową herbatkę. 
  Skorzystałam również z łaskawości czarnej porzeczki, której nieprzycinane przez lata gałęzie 
  uginały się po ciężarem owoców.
  



                                  Czerwona porzeczka. Kilka patyczków podarowanych przez
                                    Graham Bell'a przywiozłam z Jego ogrodu w Coldstream :
                                    http://brighton-bluegrass-podroze.blogspot.com/2020/03/
          


   Na 'górce' stanąwiącej granicę między właściwym, czyli zaprojektowanym przez pomysłodawców
   ogrodem, a 'moim' Dzikim Zakątkiem,  ma powstać zielnik. 
   Posadziłam tu szałwię i miętę z lidla. Nie chciały rosnąć w doniczkach w Ogródku Karolki 
  (to niewielki ogródek przy domu w którym mieszkam). Tutaj poczuły się jak ryba w wodzie. 
   Ze wspomnianego ogródka wykopałam również poziomki (pierwotnie z lasu w Pencaitland),
   które również wyglądają na zadowolone.


To jest fragment obsesyjnie karczowanego przeze mnie Dzikiego Zakątka.
Królową Ogrodu jest Nestorka Czarny Bez. Niestety choruje, prawdopodobnie w wyniku
ubogiego podłoża. To teren ruderalny, cienka warstwa gleby przykrywa pobudowlany śmietnik.
Z tej to przyczyny pokrzywy, osty, wierzbownica, jeżyny czy maliny radzą sobie całkiem 
dobrze, ale dla bzu to zbyt wielkie wyzwanie. 
Jak dotąd jedynym moim pomysłem jest tworzenie wokól drzewa czegoś w rodzaju 'lasagna bed'.
Grządka typu 'lazania', to sposób kompostowania na miejscu poprzez nakładanie warstwowo
i naprzemiennie gałęzi, kartonu, chwastów, liści, czyli materii organicznej.
Oby pomogło:)




'Górka'. Miejsce już zastane. W zamierzeniu skalniak/herbarium. 
Minionej (2019) jesieni oczyściłam górkę z chwastów, i w miarę możliwości wypoziomowałam. Zgromadziłam okoliczne kamienie.
Ich ilość nie była wystarczająca, wspomogłam się więc gałęziami. 
Niestety począwszy od wakacji wandale systematycznie niszczą 'górkę" roznosząc gałęzie po 
ogrodzie i rozrzucając kamienie dookoła. 
O wandaliźmie w Ogrodzie napiszę osobny post, bo niestety jest o czym pisać. 


Ziemia nie lubi być goła. Jeżeli jest, staje się zachętą dla nasion roślin niepożądanych na grządce.
Dlatego też po zebraniu rzodkiewki, posiałam w to miejsce siemie lniane. Pierwotnie kupione z  przeznaczoniem do spożycia w razie potrzeby. A ponieważ nie spożyłam, posiałam. 

I cóż? Stworzyła się piękna rabata delikatnych, błękitnych kwiatuszków, które teraż zawiązały się 
w nasiona. Niestety nie mogę ich ściąć, bo przerwy między opadami deszczu są zbyt krótkie, 
by rośliny obeschły. Wypatruję więc słonecznego dnia. I wypatruję...:)

I jeszcze refleksja. Mimo mojego wieku (50+) poraz pierwszy widziałam kwitnący len.
Dla mnie samej jest to dziwne i niestety, smutne.
Z wczesnych lat szkolnych pamiętam opowieść 'Jak to ze lnem było'. Pamiętam tylko tytuł i morał, 
że 'złoto nie jest bogactwem'. Reszta opowieści pozostała czystą abstrakcją.
Co to jest ten len? Jak wygląda? I, co najbardziej intrygujące, jakim cudem uzyskuje się
z niego lnianą ściereczkę? Pytania pozostały bez odpowiedzi ale po latach dzięki 'internetom' uzupełniłam ten brak wiedzy :)

Przy okazji dowiedziałam się, że len lubi niskie temperatury. Zagonek powinno się obsiać bardzo wczesną wiosną i tym samym uniknąć szkodników (które pojawiają się później, gdy roślina
jest już mocniejsza) no i zebrać plon latem (a nie jak ja późną jesienią:)








              W ogrodzie nie zauważyłam pszczół. Cały czas marzę o domku dla pszczół murarek. 
              Za to na szczęście pracowitych trzmieli nie brakowało:)


















              Maciejka. Z wysianej torebki wyrosły dwa krzaczki. Okazałe i mocno pachnące.














    Praca w ogrodzie sprawia mi dużo radości. Jedynym problemem jest brak czasu.
    Spotykam się z życzliwością spacerowiczów z psami,
    mam z dziećmi, mieszkańcow i turystów zbłąkanych tu przypadkiem i zaskoczonych istnieniem
    Ogrodu. Jak zawsze miłym towarzyszem i pomocnikiem jest Tom z sąsiedniego Bowling Club.
    Tom przycina krzewy, dostarcza gałęzie i trawę na kompost, i podobnie jak Paulina, Maya
    i Aileen jest Dobrym Duszkiem tego miejsca.
   To właśnie Tom spełnił moje największe ogrodowe marzenie i na blaszaku zrobił rynnę 
   i wymyślił zbiornik na deszczczówkę z kontenera na śmieci.
   Okazało się, że jest jeszcze Emma, moja sąsiadka, która w kwiatach na 'Górce' 
   zostawiła dla mnie taką oto wiadomość:)





A poniżej...
Smutna rzeczywistość, która również stanowi część ogrodowej historii...