Lato to już wspomnienie... Więc trochę wspomnień z sierpnia, września i pażdziernika 2020
Ponad rok pracy w Ogrodzie i pierwsze lato z jako tako ogarniętymi grządkami.
Na grządkach wzniesionych królowały odporne na na niesprzyjające warunki, polne maki.
Tegoroczna wiosna była sucha i słoneczna, w ogrodzie nie ma dostępu do wody i nadzieja
na plony bladła z tygodnia na tydzień. Posiane w marcu warzywa nie miały ochoty na kiełkowanie,
a ja, prawdę mówiąc, zapomniałam już co i gdzie posiałam.
Ale, jak to bywa w tej części świata, nadszedł czas deszczu, długich dni i względnie wysokich
(ok. 20 stopni C') temperatur. I bardzo słonecznego sierpnia.
Tak... nadeszło wytęsknione i długo wyczekiwane 'szkockie lato' :)
W gąszczu przepięknych makowych zagonków zaczęły pojawiać się niespodzianki.
Nagietki, nasturcje i zaskakująco dorodne rzodkiewki.
Cukinie, których sadzonki podlewałam wodą przynoszoną z domu, nieoczekiwanie nabrały
odwagi i zaczęły panoszyć się między konkurującym z nimi brokułem (a może jarmużem?:)
Wszystko tonęło w morzu wszechobecnej, przeuroczej dymnicy :
Z czasem ogród rozszalał się na dobre. W Dzikim Zakątku, który pracowicie karczując
i kartonując przygotowywałam do przekształcenia w leśny ogród (food forest), ścieżki
szybko zarosły pięknie odmłodzoną pokrzywą i przytulią. W tle równie obfita, zasiana
przeze mnie nasturcja, szybko zniknęła w zieleni endemicznych gatunków.
Jak się okazało, z sukcesem (przynajmnie na ten rok) udało mi się ogarnąć dominującątutaj jeżynę.
No i moje odkrycie roku - maliny. Powinnam była je wyciąć, ale z niepewności i może sentymentu
zostawiłam długie, ponad dwumetrowe badylki, które jednak wydały skromne owoce.
A zupełnie niedawno, w części właściwej ogrodu odkryłam dwa krzaczki maliny jesiennej,
o której dowiedziałam się z podkastu Katarzyny Bellingham i Jacka Naliwajka
"Naturalnie o ogrodach"
mogąc zrobić z jego kwiatów syrop i susz na zimową herbatkę.
Skorzystałam również z łaskawości czarnej porzeczki, której nieprzycinane przez lata gałęzie
uginały się po ciężarem owoców.
Czerwona porzeczka. Kilka patyczków podarowanych przez
Graham Bell'a przywiozłam z Jego ogrodu w Coldstream :
Na 'górce' stanąwiącej granicę między właściwym, czyli zaprojektowanym przez pomysłodawców
ogrodem, a 'moim' Dzikim Zakątkiem, ma powstać zielnik.
Posadziłam tu szałwię i miętę z lidla. Nie chciały rosnąć w doniczkach w Ogródku Karolki
(to niewielki ogródek przy domu w którym mieszkam). Tutaj poczuły się jak ryba w wodzie.
Ze wspomnianego ogródka wykopałam również poziomki (pierwotnie z lasu w Pencaitland),
które również wyglądają na zadowolone.
To jest fragment obsesyjnie karczowanego przeze mnie Dzikiego Zakątka.
Królową Ogrodu jest Nestorka Czarny Bez. Niestety choruje, prawdopodobnie w wyniku
ubogiego podłoża. To teren ruderalny, cienka warstwa gleby przykrywa pobudowlany śmietnik.
Z tej to przyczyny pokrzywy, osty, wierzbownica, jeżyny czy maliny radzą sobie całkiem
dobrze, ale dla bzu to zbyt wielkie wyzwanie.
Jak dotąd jedynym moim pomysłem jest tworzenie wokól drzewa czegoś w rodzaju 'lasagna bed'.
Grządka typu 'lazania', to sposób kompostowania na miejscu poprzez nakładanie warstwowo
i naprzemiennie gałęzi, kartonu, chwastów, liści, czyli materii organicznej.
Oby pomogło:)
'Górka'. Miejsce już zastane. W zamierzeniu skalniak/herbarium.
Minionej (2019) jesieni oczyściłam górkę z chwastów, i w miarę możliwości wypoziomowałam. Zgromadziłam okoliczne kamienie.
Ich ilość nie była wystarczająca, wspomogłam się więc gałęziami.
Niestety począwszy od wakacji wandale systematycznie niszczą 'górkę" roznosząc gałęzie po
ogrodzie i rozrzucając kamienie dookoła.
O wandaliźmie w Ogrodzie napiszę osobny post, bo niestety jest o czym pisać.
Dlatego też po zebraniu rzodkiewki, posiałam w to miejsce siemie lniane. Pierwotnie kupione z przeznaczoniem do spożycia w razie potrzeby. A ponieważ nie spożyłam, posiałam.
I cóż? Stworzyła się piękna rabata delikatnych, błękitnych kwiatuszków, które teraż zawiązały się
w nasiona. Niestety nie mogę ich ściąć, bo przerwy między opadami deszczu są zbyt krótkie,
by rośliny obeschły. Wypatruję więc słonecznego dnia. I wypatruję...:)
I jeszcze refleksja. Mimo mojego wieku (50+) poraz pierwszy widziałam kwitnący len.
Dla mnie samej jest to dziwne i niestety, smutne.
Z wczesnych lat szkolnych pamiętam opowieść 'Jak to ze lnem było'. Pamiętam tylko tytuł i morał,
że 'złoto nie jest bogactwem'. Reszta opowieści pozostała czystą abstrakcją.
Co to jest ten len? Jak wygląda? I, co najbardziej intrygujące, jakim cudem uzyskuje się
z niego lnianą ściereczkę? Pytania pozostały bez odpowiedzi ale po latach dzięki 'internetom' uzupełniłam ten brak wiedzy :)
Przy okazji dowiedziałam się, że len lubi niskie temperatury. Zagonek powinno się obsiać bardzo wczesną wiosną i tym samym uniknąć szkodników (które pojawiają się później, gdy roślina
jest już mocniejsza) no i zebrać plon latem (a nie jak ja późną jesienią:)
W ogrodzie nie zauważyłam pszczół. Cały czas marzę o domku dla pszczół murarek.
Za to na szczęście pracowitych trzmieli nie brakowało:)
Praca w ogrodzie sprawia mi dużo radości. Jedynym problemem jest brak czasu.
Spotykam się z życzliwością spacerowiczów z psami,
mam z dziećmi, mieszkańcow i turystów zbłąkanych tu przypadkiem i zaskoczonych istnieniem
Ogrodu. Jak zawsze miłym towarzyszem i pomocnikiem jest Tom z sąsiedniego Bowling Club.
Tom przycina krzewy, dostarcza gałęzie i trawę na kompost, i podobnie jak Paulina, Maya
i Aileen jest Dobrym Duszkiem tego miejsca.
To właśnie Tom spełnił moje największe ogrodowe marzenie i na blaszaku zrobił rynnę
i wymyślił zbiornik na deszczczówkę z kontenera na śmieci.
Okazało się, że jest jeszcze Emma, moja sąsiadka, która w kwiatach na 'Górce'
zostawiła dla mnie taką oto wiadomość:)
A poniżej...
Smutna rzeczywistość, która również stanowi część ogrodowej historii...