"Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o krajach, zawsze chodzę w trzy lub cztery miejsca.
Po pierwsze na cmentarz. Na rynek, na dworzec, na dworzec autobusowy.
To próbuję powiedzieć młodym podróżnikom.
Ci ludzie wykupują podróż do Tajlandii na czternaście dni, i po czternastu dniach wracają.
Ja mówię: nie, nie rezerwujcie podróży powrotnej o ile nie musicie.
Pojedźcie do jakiegoś miejsca w Tajlandii. Idźcie na dworzec autobusowy. Wsiądźcie
do pierwszego autobusu nie wiedząc, gdzie on jedzie.
I tak, powoli dowiecie się czegoś o tym kraju."
Tak doradzał Cees Nooteboom w wywiadzie udzielonym podczas pobytu w Krakowie.
Ten cytat wyrwany wprawdzie z kontekstu, przypomina mi moje poznawanie Edynburga
i okolic.
/ C.S jest moim ostatnim zachwytem literackim. Jego "Drogi do Santiago" towarzyszyły
mi podczas kilku ostatnich tygodni. Jutro książkę oddaję do biblioteki, ale mam zamiar
kupić ją "jak wrócę do domu" :) /
No więc... "po pierwsze na cmentarz"...
W Pencaitland nie ma rynku, dworca, ani dworca autobusowego. Jest natomiast kilka
przystanków autobusowych z których można się zabrać do Haddington lub Tranent
(via Ormiston).
Jeżeli pomoże się przypadkowi, wsiądzie do autobusu 113 w Edynburgu i wysiądzie
na ostatnim przystanku, to będzie to właśnie Pencaitland. Tak właśnie uczyniłam
dwa lata temu, kiedy to po raz pierwszy odwiedziłam tę miejscowość.
Kierując się sugestią C.S. mam zamiar wybrać się jedną z licznych ścieżek śródpolnych,
(bo tych, poza ścieżką do Ormiston jeszcze nie poznałam), by znaleźć się w miejscu-
niespodziance. To zamiast autobusowej jazdy w nieznane.
Muszę mieć na to trochę czasu, żeby wrócić przed nocą z tego nieznanego.
Wracając... "po pierwsze na cmentarz"...
https://www.undiscoveredscotland.co.uk/pencaitland/pencaitland/index.html
https://www.pencaitlandparishchurch.org.uk/content/welcome-pencaitland