Translate

Thursday, 18 June 2015

POGODA w Brighton /East Sussex/



Sama się sobie dziwie, jak mogłam tak zaniedbać się w moim ulubionym
pogodowym temacie. Dwa miesiące i ani słowa o deszczu, sloncu i tym co pomiędzy.
Powodow było kilka. Tym pierwszym, ale nie najważniejszym, sa chyba lagodne
przejścia od zimy do wiosny i od wiosny do lata. Zadnych gwałtownych skokow
temperatury, burz ani gradobicia. Flowing. Owszem, sa mocne wiatry, sztormy
i wichury. Czasem pada deszcz. Rzadko, ale jednak, zdarza się grad. Raz na kilka
zim przyprószy śniegiem. Ale nie ma tego dramatyzmu co w Polsce.
Ze oto za tydzień gwałtowne upaly albo mrozy. Nagle załamania pogody,
zima stulecia, czy inne tego typu zapowiedzi z pierwszych stron serwisow
informacyjnych.



Wiec wiosna w Brajtonie pojawia się niepostrzeżenie. Ponieważ nawet zima
zawsze cos kwitnie lub owocuje ( mam na myśli jogodowe krzewinki), pierwsze
kwitnące krzewy nie staja się zwiastunami wiosny. A krzewy, często tworzące
zywoploty, sa tu rozmaite. Szczególnie w maju miasto pachnie. Wiatr przenosi
różnorakie zapachy, tworząc coraz to nowe mieszanki. Cudnie!

 
                                       Kwitnący krzew rozmarynu, a poniżej bez czyli lilak.
Zachwytom przyrodniczym przydaloby się poswiecic osobny blog. Teraz zaczynają
kwitnac lawendy. Rozne odmiany. Niektóre tworza okazale zywoploty.
No i maki i maczki, piwonie, wszechobecne hortensje, trawniki pelne stokrotek
i przekwitłych już mleczy. Bardzo popularny tu (zarówno w miescie jak i poza)
dziki bez i mnóstwo innych cudowności.


Temaperatury majowe średnio od 10'C rano do 14-15'C w ciągu dnia. Czasem
chłodniej, innym razem cieplej. Deszczu zdecydowanie mniej niż zima,
zazwyczaj po jednodniowym opadzie chmury znikają.
W czerwcu jest znacznie cieplej, co oznacza, ze w ciągu dnia można sie
opalac. Ok.20'C, a dwa tygodnie temu zdarzyl się nawet bardzo goracy likend
(26'C).

W czerwcu zachwytem przyrodniczym sa wszechobecne róże. Najrozleglejsze
rabaty są w Preston Park, ale i w moim ulubionym Dyke Road Park ich nie
brakuje. Dwa tygodnie temu podziwiałam je w Kipling Gardens w Rottingdean,
gdzie znalazłam się po trzygodzinnym spacerze scieżką, wzdłuż morskiego
klifowego wybrzeża. Wycieczka zainicjowana przez Lee w ramach 'MeetUp' ,
(mojej grupy English-Spanish Intercambio), stala się bardzo milym spacerem
w towarzystwie John'a, angielskiego hiszpanofila. Ponieważ przy Brighton Pier
był taki tlum ludzi jak na procesji Corpus Dei w Polsce, nie odnalezlismy
grupy i staliśmy się z John'em dwuosobowym, separatystycznym ugrupowaniem
podazajacym, zgodnie z pierwotnym planem,w kierunku wschodnim.


Po drodze zatrzymaliśmy się na Marinie, gdzie wysluchalismy słonecznego jazz'u
z mocnymi latynoskimi akcentami i nieco odpoczęli.


W Rottingdean kawa, Kipling Garden, kosciół sw. Malgorzaty z przyległym
cmentarzem, i powrot. Każdy w swoja strone (przeciwna, bo ja do Brajtonu
a John do Eastbourne - ciekawego nadmorskiego miasta, o którym kiedyś jeszcze
napisze).




2 comments:

  1. To co Ty nazywasz dramatyzmem ja strefą umiarkowaną. Czyli śnieg i mróz w zimie, pachnącą brzozowym sokiem, bzem i konwalią wiosnę, lato z truskawkami, różami, mieczykami, jagodami i malinami, jesień pełną dorodnych warzyw, pachnących grzybów, babiego lata i ognistych kolorów liści.
    Każda pliszka swój ogonek chwali a ja bardzo się cieszę że jesteś tam zadowolona i szczęśliwa.

    ReplyDelete
  2. Krystynko, dla mnie to tez nie dramatyzm:) mowie tylko, jak to, od czasu do czasu przedstawiają media. A na dzisiejsza wigilie swietojanska polecam
    najnowszy post Lukasza Luczaja
    http://lukaszluczaj.pl/laki-kosic-manne-trzasc/ z pozdrowieniami:) xx

    ReplyDelete