Translate

Saturday, 18 April 2015

SALISBURY /South West/. Zachwyty przyrodnicze


W moim wypadku zachwyty przyrodnicze są wszędzie. Salisbury
nie jest wyjątkiem. Gdybym po opuszczeniu stacji kolejowej skierowała się
w prawo, za najbliższym zakrętem, ujrzałabym taką oto, całkiem 
współczesną zabudowę szeregową. Sprawdzone wzory, oszczędność
terenu i nawiązanie stylistyczne do przeszłości. To co doceniam
w angielskim krajobrazie miejskim.


Po przeciwnej stronie rzeka. Splątana roślinność, chociaż w oddali
widoczny równo przycięty żywopłot.



Różnorodne drzewa i krzewy.  To popularny cis, często
spotykany w formie żywopłotu, ale w Salisbury zwróciły moją uwagę
pojedyncze egzemplarze ogromnych drzew. Na zdjęciu nie te
największe z napotkanych przeze mnie, ale i tak duże, zważywszy,
że wcześniej byłam przekonana, że cis jest krzewem:)



   Nie wiem, która z dwóch czy trzech rzeczek spotykających się w zadbanym,
   salisburskim parku jest słynna rzeką Avon. Nie wiedzą pewnie tego nawet
   najstarsi mieszkańcy. A może wiedzą. Dla mnie pozostaje to tajemnicą.


Jeden z zachwytów przyrodniczych, robi wszystko, by zachwycić jeszcze bardziej


                                              i park, a poniżej widoczna w oddali katedra.


Oddalając się nieco od części centralnej parku, na rozległym pastwisku
pasą się barany wełniane, z gatunku tych napotkanych w okolicach Stonehenge.




Niektóre z nich nie boja się obiektywu.



A to zachwyt przyrodniczy w centrum miasta, widoczny z mostu i mostku,
prowadzącego do innej części miasta.


Kilka kaczych rodzin przygotowywało się do wieczornego odpoczynku.
Tutaj kaczęta już prawie wszystkie pod namiotem stworzonym przez mamę-kaczkę.
Nie myślałam, że wszystkie tam się pomieszczą. Jak się okazało chwilę później
pomieściły się.




Minęłam też wiosenną łączkę na niewielkim skrawku ziemi. Stokrotki, fiołki,
pierwiosnki i ta roślinka, której nazwy nie znam, z chwilowym lokatorem.


A tuż nad rzeką kaczeńce. W ilości symbolicznej, bo tyle ich było,
co na fotografii. W Brajtonie ich nie ma, a w Salisbury proszę bardzo.
Kaczeniec czyli knieć błotna, zwana tu marsh marigold. Słownik 'Diki'
podaje tez drugą nazwę kingcup, dodając wersję łacińską  
caltha palustris. Nie wiem, jak mówią na to Brytyjczycy. Mam nadzieję,
że to ten sam co w Polsce kaczeniec wiosenny.                 





No comments:

Post a Comment