'Alchemia' pojawia się w mojej książce 'Bluegrass', przy okazji pobytu Paputka
w Krakowie. Poniżej przytaczam wrażenia mojego bohatera, z krótkiego
tam pobytu. Był to jeden z przystanków w jego podróży sprzed ponad półtora
roku.
" (...) Paputek szedł chłonąc dźwięki wieczornego miasta. Z licznych kawiarni
i restauracji dobiegała muzyka i gwar ludzkich głosów. Brzęk naczyń, śmiechy,
poniesione głosy, nawoływania, przejeżdżające samochody, jakiś rower
z niedokręconym dzwonkiem... Odgłosy przemieszczały się wśród kamienic,
wpadały przez uchylone okna i wypadały stamtąd, szukając nowych miejsc.
W tej scenerii Paputek czuł się jak gwiazda musicalu, która chwilowo nie wykonuje
swojej partii. Krążył pozwalając, by prowadził go przypadek, aż poczuł zmęczenie.
Rozejrzał się i nad mocno odrapanymi drzwiami narożnego budynku przeczytał
napis 'Alchemia'.
Wszedł i przez moment miał wrażenie, że znalazł się w czyimś mieszkaniu, skąd
goście właśnie wyszli, lub dokąd jeszcze nie przyszli. W każdym razie nie było pusto,
a w powietrzu działo się. Zauważył szafę, przez którą można było przejść do
następnego pomieszczenia. Po drugiej stronie szafy znajdował się świat spowity
mgłą papierosowego dymu.
"Dobrze, że to nie lustro, bo można by się potłuc, gdyby trafiło się o niewłaściwej
godzinie." - pomyślał Paputek i podszedł do baru.
"Coś do picia?" - zapytał uprzejmy barman
"Tak" - odpowiedział Paputek - "Kawę niezbyt mocną ale pyszną, i wodę.
Czy są frytki?"
Okazało się, że są, więc Paputek zapytał czy może jeszcze dostać na deser jakieś
ciastko. Tak, może dostać i ma nawet wybór.
Wahał się między sernikiem a szarlotką i w końcu szarlotka zwyciężyła. Ach, co
to była za szarlotka. Teraz Paputek wiedział, że do tej pory nie miał pojęcia o cieście
ani o jabłkach. Nie mógł się doczekać, kiedy w swoich 'Przepisach ratujących życie'
zamieści recepturę o nazwie 'Szarlotka jak najbardziej naturalna'. Miał nadzieję,
że Ciocia Lola będzie w tej sprawie zorientowana.
Usiadł przy stole nieopodal stylowego kredensu. Wnętrze rozjaśniały płomyki świec.
Podobało mu się tu coraz bardziej. Szkoda, że nie ma z nim Gieni. Paputek bez trudu
wyobraził sobie, jak Gienia przeprowadza wywiad z barmanem a przy okazji, w sobie
tylko wiadomy sposób wykrada pilnie strzeżony przepis na 'szarlotkę jak najbardziej
naturalną'.
Siedziało mu się tak dobrze jak na ławce w parku, i nie zauważył, że dookoła zbiera
się coraz więcej ludzi.
"Robi się trochę ciasno" - spostrzegł się po dłuższej chwili. W okolicach niewielkiej
sceny zrobiło się jakby małe zamieszanie.
"Może będzie koncert?" - przyszło mu do głowy. Przypomniał sobie, że wiedzę
należy czerpać ze źródła i postanowił zapytać kelnera.
"Dzisiaj występuje 'Vladimirska' " - usłyszał w odpowiedzi.
Paputek o nic więcej nie pytał, bo musiał to przemyśleć. Jak zdążył się zorientować
przed przyjazdem do Polski, tutejsze nazwiska, a w każdym razie ich większość,
mają końcówkę 'ski'. W przypadku kobiety (to było dla Paputka nie do końca jasne)
'ska'. Więc prawdopodobnie będzie to występ artystki o nazwisku Vladimirska.
Podszedł jeszcze raz do kelnera i zapytał : "Nie znam tej artystki. Jak ma na imię?"
"Scotia" - usłyszał w odpowiedzi - "Naprawdę ich nie znasz?"
"Nie znam" - przyznał Paputek - "Ale poznam."
"Za kwadrans powinni zacząć" - dowiedział się na koniec.
Kiedy Paputek zauważył mężczyznę z trąbką, wiedział, że będzie dobrze. Muzycy
organizowali się na scenie. Paputek zwrócił uwagę na dziewczynę z akordeonem.
Czekał cierpliwie na pojawienie się Scotii Vladimirskiej.
Muzycy powitali zebranych i zaczęli grać, a Paputek dopiero teraz zorientował się,
że to jest właśnie Scotia.
Natychmiast minął mu żal, że ominął go koncert Beirutu. Bo to, czego teraz
doświadczał, było pralinką na szarlotce.
Scotia była zjawiskowa. Paputek zakochał się od pierwszego taktu 'Walking Stick'.
Zapomniał nawet o Caro Emerald, której uroda była dla niego wyznacznikiem
kobiecego ideału. Scotia była taka, że Paputek nie potrafił jej określić. Niby obecna,
a trochę jakby dopiero co wysiadła z pociągu na nieznanej stacji. Zresztą była
podobna do Caro, ale nie w tym rzecz. Paputek wiedział w czym, jednak teraz
skupił się na muzyce.
Chłopaki grali rewelacyjnie. Nie wartościując byli dla niego jak Beirut.
"W różnych miejscach na Ziemi rodzą się podobni do siebie ludzie po to,
żeby się nigdy nie spotkać." - pomyślał.
Koncert był niezwykły. Paputek dał się porwać w podróż do nieznanych sobie
światów. Światów słowiańskich jak mu się wydawało, więc swoim sercu nazwał
tę muzykę 'krakowską'. Tak. Dla niego był to najpopularniejszy, bo jedyny mu
znany, polski zespół.
Jest jeszcze skrzypek z Brajtonu bardzo tutaj słynny i podziwiany.
Paputek kupił dla Gieni płytę na której gra on z równie słynnym i podziwianym
zespołem Kroke. Pani w księgarni doradziła mu tak, kiedy Paputek zapytał co
byłoby najodpowiedniejszym suvenirem z Krakowa. Oczywiście dla Gieni.
Wybrzmiał ostatni utwór. Muzycy podziękowali rozentuzjazmowanej publiczności.
Zaprosili na następny koncert. Paputek był tak szczęśliwy i oszołomiony, że nie
przyszło mu do głowy, że może podejść i zamienić kilka słów.
Miałby sposobność porozmawiać ze Scotią. Pomyślał o tym dopiero w hotelowym
pokoju, kiedy w wyszukiwarkę wpisywał 'Scotia Vladimirska'.
"O ja głupi" - pomyślał głośno, gdy pojawiły się hasła. Rzadko tak mówił do siebie.
Czasem jednak w wyjątkowych okolicznościach, gdy brak rozsądku przejawiał się
w rażący sposób, pozwalał sobie na to. Tak jak teraz.
Pierwsza odpowiedz 'Scotia', czyli imię dziewczyny z akordeonem.
Druga - 'Vladimirska' - nazwa zespołu.
Paputek przeczytał wszystkie informacje, po czym utwierdził się w przekonaniu,
że musi w swoim życiu przeczytać jeszcze kilka książek.
I zrobi to jak tylko wróci do domu."
http://www.krakowlife.pl/121-Alchemia-Klub
A dzisiaj pierwszy dzień stycznia 2016 roku. Trochę zapomniałam o Paputku
Żyrafce Gieni, i ich przyjaciołach w Brajtonie, Polsce i Nowym Meksyku.
I za sprawą świątecznego spaceru po Kazimierzu, powróciła ta odłożona
'na potem', historia.
Więcej fot z Kazimierza na moim filmiku https://www.youtube.com/watch?v=bhoyBGi7Rzg&feature=youtu.be
Najczarowniejsza magia jest wtedy, gdy fikcja przenika się z rzeczywistością. Dobrego Roku Dorotko, pełnego magii i zadowolenia.
ReplyDelete