Translate

Saturday 25 April 2015

FLOWING. One day workshop with EMMA ROBERTS

                                  
                                         Emma Roberts
                                    

                                         https://www.youtube.com/watch?v=K-ms3y4it9g

                                         https://www.youtube.com/watch?v=cCQUSEuTfpE

                                         https://www.youtube.com/watch?v=MvY9okGKyxA

                                         https://www.youtube.com/watch?v=t-VBKOPialE

                                        https://www.youtube.com/watch?v=qWh3Eg0uEcQ



                                         http://www.shapingtheinvisible.co.uk/classes.html

Cokolwiek napisałoby się o 5RhythmsDance, nie da to wyobrażenia, czym jest to doświadczenie.
Za każdym razem inne, współkreowane przez grupę, nauczyciela, miejsce, czas,
i cały życiowy bagaż jaki ze sobą przynosimy.
I to jest piękne w tym doświadczeniu, że 'nic dwa razy się nie zdarza'...

Zamieszczę słowa Gabrielle Roth skopiowane ze strony Emmy :

 "When we free the body, the heart begins to open. When the body and the heart taste freedom, the mind won’t be far behind. And when we put the psyche into motion, it will start to heal itself." Gabrielle Roth


i jeszcze : Movement is my medicine, my meditation, my metaphor and my method, a living language we can rely on to tell us who we are, who we are with and where we are going. There is no dogma in the dance.” Gabrielle Roth




Warsztat odbył się w Hastings /East Sussex/, nadmorskim mieście, oddalonym od Brighton
o ponad godzinę jazdy samochodem. Właściwie nieco poza granicami miasta,
w Pett Village Hall, idealnie wkomponowanym w otaczającą przyrodę.
Z tego miejsca,  idąc około 10 minut piechotą na południe, można dotrzeć
nad morski brzeg i zażywać kąpieli w stanie naturalnym, czyli bez odzienia.
Znajduje się tam bowiem nieformalna plaża dla naturystów.
Ponieważ niedzielne popołudnie przeznaczone było na taniec z Emmą,
i mimo, że temat brzmiał 'Flowing', wszyscy pozostali na miejscu, pozostawiając
przyjemności pływania  i opalania na inny czas.

Emma prowadzi zajęcia w każdą środę w Hastings


Venue St Clements hall, Croft Rd, Old Town, Hastings, East Sussex, TN34 3EN
7.30pm-9.30pm
Full wage £10, Cons £9
oraz raz w miesiącu w Paryżu (Deeper Practice)
                 Micadanse20 rue Geoffroy - i'Asnier75004 ParisMeto Saint - Paul€20

oczywiście szczegóły i uaktualnienia na stronie

http://www.shapingtheinvisible.co.uk/


Na polskiej stronie społeczności         http://www.5rhythms.pl
znalazłam informację, że w czerwcu Emma Roberts
poprowadzi zajęcia w Koszalinie !!!
Poniżej szczegóły.
Gorąco polecam!

Sunday 19 April 2015

Sobotni spacer. North Laine w BRIGHTON /East Sussex/


   Ponieważ zbliża się północ, jutro napiszę o warsztacie 5Rytmów z Emmą Roberts
   w Hastings.
   Zamiast, fotoreportaż z wczorajszego, sobotniego spaceru.
   Na North Laine w Brajtonie było gwarno i tłoczno, beztrosko i niespiesznie.
   To niezwykle barwne miejsce. Na dowód kilka wczorajszych fotografii.














Saturday 18 April 2015

Pogoda w BRIGHTON /East Sussex/


O pogodzie w Brajton od 13.o4. do 18.o4.2o15


Cudowny, słoneczny miniony tydzień w Brajtonie.
Rano 10, 11,12'C. W ciągu dnia do 20'C.
Odczuwalnie chłodniej, stąd duża różnorodność w ubiorze.
Zdarzały się czapki i kurtki obok zupełnie letnich okryć.



Na większości drzew nie widać jeszcze liści, na nielicznych w szybkim tempie
rozwijają się pączki




Niewielkie, przelotne opady  deszczu. Takie, że prawie nikt tego nie zauważył.


                                                                 Niektórzy pracowali,


                                  
                          niektórzy odwiedzali North Laine,  bardzo popularne i chętnie
                                odwiedzane miejsce w Brajtonie, w niedalekiej odległości od
                                                                       Brighton Station


                                               Był też czas na miłe, towarzyskie spotkania


         Nie jestem na bieżąco. Słyszałam, że jutro ma się odbyć tradycyjny, coroczny
         Brighton Marathon. Jest to duża impreza w której uczestniczy ogromna ilość
         biegaczy. Brajtończycy kibicują temu przedsięwzięciu. Ten pan stojący przede
         mną w kolejce do kasy, ma na plecach datę minionego tygodnia.
         Wygląda na to, że  coś przegapiłam.



                                     

SALISBURY /South West/. Zachwyty przyrodnicze


W moim wypadku zachwyty przyrodnicze są wszędzie. Salisbury
nie jest wyjątkiem. Gdybym po opuszczeniu stacji kolejowej skierowała się
w prawo, za najbliższym zakrętem, ujrzałabym taką oto, całkiem 
współczesną zabudowę szeregową. Sprawdzone wzory, oszczędność
terenu i nawiązanie stylistyczne do przeszłości. To co doceniam
w angielskim krajobrazie miejskim.


Po przeciwnej stronie rzeka. Splątana roślinność, chociaż w oddali
widoczny równo przycięty żywopłot.



Różnorodne drzewa i krzewy.  To popularny cis, często
spotykany w formie żywopłotu, ale w Salisbury zwróciły moją uwagę
pojedyncze egzemplarze ogromnych drzew. Na zdjęciu nie te
największe z napotkanych przeze mnie, ale i tak duże, zważywszy,
że wcześniej byłam przekonana, że cis jest krzewem:)



   Nie wiem, która z dwóch czy trzech rzeczek spotykających się w zadbanym,
   salisburskim parku jest słynna rzeką Avon. Nie wiedzą pewnie tego nawet
   najstarsi mieszkańcy. A może wiedzą. Dla mnie pozostaje to tajemnicą.


Jeden z zachwytów przyrodniczych, robi wszystko, by zachwycić jeszcze bardziej


                                              i park, a poniżej widoczna w oddali katedra.


Oddalając się nieco od części centralnej parku, na rozległym pastwisku
pasą się barany wełniane, z gatunku tych napotkanych w okolicach Stonehenge.




Niektóre z nich nie boja się obiektywu.



A to zachwyt przyrodniczy w centrum miasta, widoczny z mostu i mostku,
prowadzącego do innej części miasta.


Kilka kaczych rodzin przygotowywało się do wieczornego odpoczynku.
Tutaj kaczęta już prawie wszystkie pod namiotem stworzonym przez mamę-kaczkę.
Nie myślałam, że wszystkie tam się pomieszczą. Jak się okazało chwilę później
pomieściły się.




Minęłam też wiosenną łączkę na niewielkim skrawku ziemi. Stokrotki, fiołki,
pierwiosnki i ta roślinka, której nazwy nie znam, z chwilowym lokatorem.


A tuż nad rzeką kaczeńce. W ilości symbolicznej, bo tyle ich było,
co na fotografii. W Brajtonie ich nie ma, a w Salisbury proszę bardzo.
Kaczeniec czyli knieć błotna, zwana tu marsh marigold. Słownik 'Diki'
podaje tez drugą nazwę kingcup, dodając wersję łacińską  
caltha palustris. Nie wiem, jak mówią na to Brytyjczycy. Mam nadzieję,
że to ten sam co w Polsce kaczeniec wiosenny.                 





Sunday 12 April 2015

SALISBURY. In the southeast of Wiltshire, England.


                       http://www.visitwiltshire.co.uk/explore/salisbury-and-surroundings

Salisbury nie podobało mi się. Może ujmę to inaczej; nie czułam się tam dobrze.
Pewnie nigdy bym się tam nie wybrała, gdyby nie 'przystanek Stonehenge'.
Owszem, znana katedra, ale to dla mnie nie jest to wystarczającym powodem.
Chociaż, jakieś trzydzieści lat temu pewnie tak:)
Cóż, zainteresowania się zmieniają...


Wysiadłam na dworcu kolejowym, minęłam żółty autobus wiozący chętnych
do Stonehenge i Old Sarum, i ujrzałam taki oto obrazek :


Zapowiadało się nieciekawie. Zwłaszcza, że wybrałam najprostszą drogę do
centrum, co potwierdziło moje przypuszczenia. Wkrótce jednak zobaczyłam
ciekawy kościół (których tutaj jest sporo), zabytkowe budynki, i most nad
niewielka rzeką.
Salisbury leży nad rzeką Avon.
Tą przepływającą przez  hrabstwa Wiltshire, Hampshire i Dorset.
Bo jak doczytałam się guglując hasło 'rzeka Avon', nie jest to jedyna rzeka o tej
nazwie w Wielkiej Brytanii.
Trochę to dla mnie niezrozumiałe, ale nie mam kogo zapytać.
Przy okazji, poniżej budynek Informacji Turystycznej w Salisbury

 oraz muzeum w pobliżu katedry


 
Avon salisburski jest niewielką rzeką z dopływami (czterema a może pięcioma),  
która wprowadza urozmaicenie i stwarza sielski-angielski klimat niektórych
fragmentów tego niezbyt dużego (liczącego niewiele ponad 40 tys. mieszkańców),
miasta. Bo fragmentami jest ono naprawdę ciekawe.
             Pomijając, że dla mnie nijakie i ponure, mogło by być całkiem fajne,
             zważywszy na jego wiek, historię i położenie.





Doczytałam się, że w połowie XX wieku, dokonano tu licznych wyburzeń
w związku z koniecznością dostosowania miasta do współczesnych wymagań
(parkingi, poszerzenie ulic itp.). Podobno właśnie wtedy średniowieczny rynek
zupełnie zatracił swój charakter i teraz wygląda tak :


Mimo, że pierzeje rynku poprzeplatane są historycznymi budynkami,
przestrzeń jest niespójna i zupełnie bez charakteru.
Pewnie w sezonie różnorodność turystów wprowadza ożywienie, a
i pogoda swoje robi. Teraz jednak raz Salisbury sprawia wrażenie głębokiej,
uśpionej prowincji. Oj, nie chciałabym zatrzymać się tam na dłużej:)




Teraz nasunęła mi się refleksja, skąd ta niechęć do historycznego Salisbury.
Przecież tak naprawdę dobrze się czuję tylko w ściśle nadmorskich miastach,
miasteczkach, wsiach, a nawet mieścinach (chociaż nad morzem, nie ma
możliwości, żeby jakaś osada stała się mieściną. Co najwyżej sennym,
zapomnianym miasteczkiem, lub uśpioną, wyludnioną wioską:)
Poza tym, po barwnym Brajtonie, w jednorodnym kulturowo Salisbury
czuję się jak w obcym kraju.
A jeżeli już o barwności mowa, to jeszcze kilka fotek witryn sklepowych
w świątecznym Salisbury





 


Niestety nie wygospodarowałam czasu na odwiedzenie   OLD  SARUM, znajdującego się
w niewielkiej odległości od Salisbury  
http://www.english-heritage.org.uk/visit/places/old-sarum/

oraz   AVEBURY
https://www.google.co.uk/?gfe_rd=cr&ei=4QHzVLHTFciq8web-YCwBA&gws_rd=ssl#q=Avebury&ludocid=15425706305703503274

i  WOODHENGE
http://www.english-heritage.org.uk/visit/places/woodhenge/

i  jeszcze WEST  KENNET  LONG  BARROW
http://www.english-heritage.org.uk/visit/places/west-kennet-long-barrow/

i  KENNET  AVENUE
http://www.english-heritage.org.uk/visit/places/west-kennet-avenue/

wszystko to w hrabstwie Wiltshire. Na brak kamieni nie mogą narzekać:)
Może wybiorę się tam jeszcze tego roku, ale z pewnością z pominięciem
Salisbury.