Translate

Sunday 19 August 2018

St ANDREWS / Sanct ANDROIS / Cill RIMHINN



St Andrews, (gael. Cill Rìmhinn, scots Sanct Androis)
Miasto, które zapragnęłam odwiedzieć dwa lata temu, kiedy to dowiedziałam się
że pomieszkiwała tam malarka Wilhelmina Barns-Graham.
Piszę 'pomieszkiwała', bowiem swoje życie dzieliła między dwa domy - szkocki St Andrews
i kornwalijski St Ives (korn. Porth la)

O Wilhelminie pisałam przy okazji wystawy jej prac w Nationale Museum of Scotland :

http://brighton-bluegrass-podroze.blogspot.com/2016/05/looking-in-looking-out-wilhelmina-barns.html


A ponieważ zauważyłam, że to już środek lata, długi dzień i spore prawdopodobieństwo
słonecznego dnia, postanowiłam wybrać się do St Andrews.
Tym razem po raz pierwszy skorzystałam ze zorganizowanej, jednodniowej wycieczki.
Miejsce zbiórki pod biurem Scotline Tours przy Royal Mile.
Grupę stanowili międzynarodowi turyści w wieku przedemerytalnym. Głównie
niemieckojęzyczni, co mnie ucieszyło, bowiem gwarantowało spokój i punktualność:)
Niestety zawieruszyła mi się gdzieś mapka z trasą wycieczki, więc napiszę tylko,
że wyjazd z Edynburga. Następnie krótki postój przy Three Bridges i spojrzenie na drugi
brzeg zatoki Firth of Forth. Gdzieś tam, w odległości 50 km od stolicy Szkocji, nad
Morzem Północnym, znajduje się kilkunastotysięczne miasto St Andrews.

Pierwszy przystanek w hrabstwie Fife. Miasteczko Anstruther.
Przekąska w postaci tradycyjnego  'Fish&Chips'. To popularne w Wielkiej Brytanie danie
jest porcją ryby z frytkami (o gatunku ryby decyduje klient) smażone w głębokim tłuszczu.
Po drodze urokliwe wioski rybackie, pola, łąki i pastwiska z krowami i owcami...
Wiejsko, sielsko i malowniczo.
















W oddali St Andrews...



A to już centrum miasta









Hamish McHamish. Niezwykły kot, którego historię poznałam dzięki blogowi
Roberta Witosławskiego :

https://www.mojaszkocja.com/hamish-mchamish-niezwykly-kot/































3 comments:

  1. Ale ryba i frytki nie z gazety? bo w Polsce taki jest stereotyp angielskiego jedzenia.
    Te kamienne domy i budowle nieodmiennie mnie zachwycają ale w Chorwacji i Włoszech, ze względu na klimat oplecione bluszczem, dzikim winem, obstawione kwiatami w donicach, pojemnikach, wazonach ....
    Piękne wybrzeża, pola golfowe to nie moja bajka.
    Ps
    Twoje kijki zaniedbane u mnie ale jesienią się zmobilizuję, obiecuję.

    ReplyDelete
  2. xx:) Pellegrinko jestem pod wrażeniem Twojej mobilności. No i ta Kalpapada pod namiotem! Na to bym się nie zdecydowała. No ale na to trzeba się urodzić skautką:)

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by a blog administrator.

    ReplyDelete