Translate

Sunday, 11 January 2015

Casa Gracia. BARCELONA


Casa Gracia to nazwa hostelu przy Passeig de Gracia, gdzie znalazłam swoją przystań
w Barcelonie.
To właśnie ten oto budynek :


O wyborze zadecydowała cena
(70euro za cztery noce w kilkuosobowym pokoju wprawdzie, za to w miłym czteroosobowym
towarzystwie) oraz bardzo dobra opinia internautów. Okazało się, że lokalizacja świetna,
wnętrze stylowe, obsługa miła, kuchnia świetnie zorganizowana ( do dyspozycji gości
od rana do wieczora), czysto, bezpiecznie, w cenę wliczone śniadania.



Poza tym każdego wieczoru koncert. Było to dla mnie wisienką na katalońskim torcie.
Bo muzycy jak najbardziej barcelońscy, mimo różnych krajów pochodzenia.
Pierwszego wieczoru jam pod przewodnictwem Ludovico Hambravella (niestety nie
znalazłam niczego w internecie na jego temat, być może przekręciłam jakąś literkę, a może
artyście bardziej zależy na sztuce niż reklamie).
Ludovico śpiewał i stepował, pozostali muzycy improwizowali, wszyscy świetnie się bawili,
a uwaga skupiona była na saksofonistce o słowiańskiej urodzie, pochodzącej z Ameryki
Południowej, Ma(r)lenie. Zresztą pojawiła się ona również następnego dnia w nieco innym
składzie, z równie ciekawymi muzykami. Wracając jednak do stepującego Ludovico.
Kiedy po chwili dołączył do niego, stojący dotąd na uboczu kolega, zaczęło się.
Kolega o słowiańskim imieniu Ivan, cały był tańcem. Sprawiał wrażenie, jakby jego stopy
prowadziły miłosny dialog z podłogą, unosząc Ivana kilka milimetrów nad ziemią.
Ivan był z jakiegoś innego wymiaru. Jak z obrazu Chagall'a. Wydawało się, że poza tańcem
nie istnieje.  Dziękując za entuzjastyczne brawa, składał dłonie w geście 'namaste' i płynąc
ponad ziemią, wycofywał się by znów powrócić i zachwycać.
Po przerwie kontynuowano koncert. Wszystkie stoliki były zajęte. Goście delektowali się
sangrią, kończyli albo zaczynali kolację, rozmawiali, fotografowali, i z zainteresowaniem
spoglądali na 'scenę'.
Wydawało się, że nic już nie zaskoczy. Tak się wydawało. Do momentu kiedy zabrzmiało 
tango. Może nie klasyka gatunku, ale jednak. Ludovico i Ivan zaczęli rozglądać się po
widowni, szukając partnerki do tańca. Ludovico wkrótce usunął się w cień, ustępując
miejsca (dosłownie, bo pomiędzy muzykami a najbliższymi stolikami mieściły się dwie
osoby) Ivanowi, który właśnie ją dostrzegł. Ją czyli tę właściwą, jedyną z którą zapragnął
zatańczyć właśnie teraz. Po prostu popatrzył na nią, i wtedy zaczął się ten taniec. A ona
wstała i jak zahipnotyzowana podeszła do niego. Spotkali się dokładnie w pół drogi,
bowiem on też podążał w jej kierunku. To nie były żadne odległości. Krok, może dwa
dzieliły ich od siebie. Oddali się sobie z miłością jaką matka przytula niemowlę. I oboje
byli tym samym. Nigdy nie myślałam, że tak można tańczyć tango. Bez emocjonalnej
szarpaniny, bez wyćwiczonych, popisowych figur i dramaturgii rodem z mydlanej opery.
Po prostu stali się tańcem. W tej chwili, będąc w muzyce, mając niewielki kawałek podłogi
i siebie. Kiedy skończyli, każde z nich oddaliło się do swoich miejsc. Ona usiadła przy
stoliku, by pozostać do końca koncertu. On pozostał z boku, by wkrótce jeszcze raz
zatańczyć przed końcem, zanim muzycy rozejdą się do domów.

Tak, też się nad tym zastanawiałam. Czy to było wyreżyserowane?
W pewnym sensie. Tancerze znali się. Ale muzycy byli zaskoczeni. Nawet Ludovico
przed ostatnim utworem dziękując i przedstawiając wszystkich uczestników wydarzenia,
nie znał jej imienia. Ivan musiał podpowiedzieć, że to Katrina.


Wracając jeszcze do początku koncertu.
Po dwóch pierwszych utworach, muzycy oddali głos autorce książki,
bowiem przewidziany był mini wieczór autorski.
Rosa Maria czytała fragmenty, nagradzana brawami i wyrazami sympatii.
Z Ludovico właśnie się poznali i wyrazili publicznie uznanie i podziw
jaki żywią do siebie nawzajem. Chyba się polubili :)

                                    
                                         Ludovico Hambravella and Rosa Maria Vargas
                                         w Casa Gracia w grudniu 2014
                                         (oboje fragmentarycznie z przyczyn technicznych)


Książka 'Palabras de angel', której fragmenty autorka osobiście czytała
podczas tego wieczoru. A tu można ją zobaczyć w studio radiowym :
                                       https://www.youtube.com/watch?v=UHYAVAIGfSU

Następnego wieczoru miał miejsce występ tych oto panów:


Gianni Schiame z Italii śpiewał covery w języku angielskim. Towarzyszył mu
Nico na gitarze basowej, a po jakimś czasie dołączyła do nich Ma(r)lena
z saksofonem. Jednak po godzinie, być może w wyniku gorącej atmosfery
struna gitary basowej zerwała się, co uniemożliwiło kontynuację koncertu.
Muzycy przeprosili, podziękowali i tak zakończył się ten tak dobrze
zapowiadający się wieczór.
https://pl-pl.facebook.com/media/set/?set=a.68363083203.73033.51374153203

A w poniedziałek 29 grudnia śpiewał i grał Brazylijczyk Luiz Mura.
Kupiłam nawet jego CD, bowiem była taka sposobność.
Luiz nie ukrywa się i można go znaleźć na YouTube :
https://www.youtube.com/watch?v=9Cy_3iDYHwY

No comments:

Post a Comment