Z przedstawicieli dzikich ssaków udało mi się spotkać lisy, wiewiórki i jednego,
umykającego szczura. Nie wiem czy był to szczur domowy czy inny, dość, ze
siedząc na ławce w Dyke Road Park i zastanawiając się nad kwestią gryzoni
w mieście, zauważyłam go, nurkującego w gęstwinie żywopłotu.
Może za sprawą licznych kotów, lub według moich teorii raczej
przez krzykliwe, wszechobecne seagalls czyli panoszące się,
(jak to nad morzem) mewy.
Uwielbiałam je i nieustannie podziwiałam, obserwując godzinami ich
wzajemne przekomarzanie, śmiechy, krzyki, polowania. Ich zabawny chód
i majestatyczny lot.
Ludzie nie przepadają za nimi, bowiem bywają uciążliwe.
Zwłaszcza dla właścicieli samochodów, gdy zastaja swoje autko
upstrzone ptasimi odchodami.
Niemniej dla mnie zawsze będa kojarzyc się z Brighton,
morzem i południowa Anglią.
O ile mewy nie robią wiekszych problemów fotografom, to lisy, ktorych tutaj sporo, tak.
Głównie dlatego, że spacerują późnowieczorną porą, i są nieco płochliwe.
Tego liska obserwowałam z okna mieszkania na Tisbury Road w Hove.
Pojawił się wiosną, kiedy liście nie przesłaniały jeszcze kocich
i lisich szlaków wśród ogrodów pomiędzy kamienicami.
Nie spodziewałam się, że lisy tu mieszkają, no ale przecież gdzieś muszą.
W Brighton jest sporo terenów zielonych : parków, nieogrodzonych ogrodów,
tuz za miastem rozciągają się pastwiska i łąki.
a to miejskie gołębie
i rudziki zadomowione w parkach
czujna wrona
i wiewiórki (oraz gołębie)
w brajtonowskim Pavillion Garden
No comments:
Post a Comment