Translate
Thursday, 26 November 2015
Autumnal time at home. Jesienny czas w domu
Listopad w Polsce, w moim ukochanym mieszkaniu, z widokiem na drzewa
i rzekę. Za rzeką betonowe blokowisko, które za sprawą tysiąca światełek
rozbłyskujących w oknach po zmroku, przemienia się w Gwiezdne Miasteczko.
Za dnia zaś, dostrzegam delikatną linię wzgórza, która podążając w kierunku
południa, nabiera konkretów, przekształcając się w pola i lasy.
Mój dom, moje siedlisko. Tak myślę siedząc w fotelu, otoczona sprawami
do załatwienia, które odwlekane, urastają do rangi problemów. Domowymi mini
remontami, spotkaniami, na które wciąż nie ma czasu, i wizją krótkiej zimy,
po której znów wyruszę w niedaleki świat.
Więc póki co, otulam się, podjadam, i czytam książki. Pozwalam sobie na
przyjemne życie w zgodzie z sobą, czego nie zawsze mam możliwość w stu
procentach doświadczać.
To jest to, co lubię i co sobie obiecałam. A gdy tylko wypadnę z tego rytmu,
ogarnia mnie chaos i ból głowy, zupełna katastrofa mentalna. I widzę, jak ważne
jest podążanie za swoim głosem, za swoimi potrzebami, wypełnianie danych
sobie obietnic. To jest własny rytm, własne tempo.
Wtedy przypomina mi się Camino.
Niby nie myślę o tym minionym czasie, ale on wciąż we mnie jest. W każdym razie
jego echo, które rzuca inne światło na doświadczane zdarzenia. Zmiana perspektywy,
to jest to, co zyskuje się oddalając od miejsca zamieszkania.
Nie zawsze muszą to być podróże rozumiane w dosłownym sensie. Czasami,
wystarczy za sprawą wyobraźni, unieść się nieco ponad swój dom, miasto, kraj,
rejon geograficzny.
A potem nieco wyżej, by ujrzeć całą naszą Planetę. Jeden cudowny organizm.
Żyjący, czujący,
I znów wrócić do swoich korzeni, będąc bogatszym o kolejną podróż.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment