W początkach istnienia mojego bloga temat pogody przewijał się nieustannie.
Każdego miesiąca zauważałam zmiany w otoczeniu, co stanowiło pretekst, by napisać kilka
słów zilustrowanych zdjęciami.
Niebo, morze, rośliny, zapachy, kolory i temperatury (te odczuwalne i termometrowe)
zmieniały swe odcienie i wciąż zachwycały mnie niezwykłością i pięknen.
Od jakiegoś roku nie zauważam większej różnicy, może poza drobnymi niuansami;
a to bardziej wieje, trochę cieplej, zimno ale słonecznie, i te nieustanne "nocą poniżej,
w dzień powyżej dziesięciu". Czasem potrzebny parasol, innym razem czapka i rękawiczki
lub tylko czapka.
Na pogodę jednak nie narzekam z kilku jednakowo ważnych powodów.
Pierwszy z nich to moje upodobanie do umiarkowanych i bardziej chłodnych temperatur.
Drugi, to fakt że jestem gościem w tym kraju i w moim przekonaniu niegrzecznie byłoby narzekać.
Bo co wolno tubylcowi, to nie tobie obcokrajowcowi.
Nie żebym spotkała się z jakąś dyskryminacją, ale pewne zasady obowiązują.
A trzeci, może nieco kontrowersyjny...cóż, skoro to prawda. Kocham szkocki klimat:)
Od tegorocznej wiosny patrzę na te sprawy uwzględniając potrzeby ogrodowe.
Prawie połowa czerwca i wciąż w nocy nieco poniżej dziesięciu. Za to w dzień powyżej.
Z początkiem czerwca bywało nawet upalnie i bardzo słonecznie. Nawet 23 stopnie!
Odczuwalnie niekoniecznie, więc w przeciwieństwie do roznegliżowanych Szkotów
oraz moich słowiańskich koleżanek Michaliny i Pauliny, nie skorzystałam z możliwości
kąpieli słonecznych i morskich. A była to krótkotrwała sposobność:)
Dzisiaj 13 czerwca, raczej ciepłe 13 stopni, mżawka, bezwietrznie, spokojnie.
A jutro ma być nieco cieplej i nawet słonecznie:)
Na werandzie sadzonki papryki i dyni czekają na dogodny czas. Eksperymentalnie
kilka z nich przesadziłam do Dużego Ogrodu (czyli Cuthill Community Garden).
Natomiast w Małym Ogrodzie, zwanym przeze mnie Ogrodem Karolki, eksperyment
paprykowy uległ zakończeniu z powodu apetytu ślimaka.
Wczoraj czekając na mój poranny autobus do Musselburga zrobiłam kilka zdjęć przy przystanku
Bowling Club.
Było chłodno, lekko wietrznie, świeżo. Mam nadzieję, że to widać:)
Wjazd do Prestonpans od strony Musselburga, Portobello i Edynburga.
Przystanek przy Bowling Club.
Moje dawne "logo pogodowe". Trzy sówki, które zapowiadały tematy pogodowe
w czasach brajtonowskich:)
Ja bym się w tej Szkocji czuła wyśmienicie, bo dla mnie 10 do 20 stopni to idealne klimaty. A i 0 do 10 też lubię.
ReplyDeleteGdzież Ty takie łąki znalazłaś, ja widuje takie tylko w arboretum.
Tak, to również moje temperatury (plus orzewanie w domu:). Łąki są wszędzie w UK bo tu taki trend pojawił się kilka lat temu. Przywiozę nasionka:) xx
ReplyDelete