Dwa pierwsze łikendy września. Początek jesieni...
Wszelkie ziemskie znaki w Portobello, czyli ogłoszenia i zapowiedzi w co bardziej
znaczących punktach miasteczka, wskazywały, że będzie się działo.
Jak to bywa ze znakami, nawet najbardziej czytelnymi, dla jednych są dostrzegalne,
dla innych nie. Tym razem należałam do tej drugiej grupy.
Dlatego poniższy plakat ujrzałam dopiero drugiego dnia, drugiego łikendu.
Tym sposobem, ominęło mnie miłe i ciekawe wydarzenie artystyczne i społeczne.
Z tradycją Artists Open Houses zetknęłam sie po raz pierwszy w Brighton.
Tam wyglądało to troszkę inaczej pod względem organizacyjnym.
Jednak ogólnej koncepcji prześwieca ta sama idea.
Artyści w okreslone dni (w Portobello były to dwa z rzędu wrześniowe łikendy)
zamieniają swe domy w otwarte dla publiczności galerie. Eksponowane są prace
ich, oraz ich przyjaciół. Istnieje możliwość zakupu oryginalnych prac,
lub reprodukcji w formie kartek pocztowych. I oczywiście rozmowy z Autorami.
To pierwsze miejsce do którego trafiłam. Breakwater Studio.
Przytulne, kameralne i błękitne. Zatrzymało mnie na dłużej.
Gospodarzami byli Jane Rutherford
i Mark Haddon.
Jak się okazało, również ogród stał się galerią otwartą dla zwiedzających.
A dla mnie, kolejnym odkryciem z serii "urocze zakątki' :)
Przez to moje zagapienie (czyli ignorowanie znaków), nie było czasu zwiedzanie
wszystkich miejsc.
Zajrzałam jeszcze do dwóch artystycznych domów.
Do jednego z nich, przy Regent Street 54, zaprosił mnie ten oto, nieznany mi z imienia
Kot.
(współ)Gospodarzem okazał się Paul MacPhail.
Fotografik opowiadał o swojej wizji przdstawiania rzeczywistości, związkach
z morzem i naturą. Ponieważ funkcjonuję bardziej poza słowami, wybrałam towarzystwo
Kota (czyli on wybrał moje), i w jego cichym towarzystwie podziwiałam fotografie Autora.
więcej informacji mozna znaleźć :
http://artwalkporty.co.uk/
Artyści, którzy prezentowali swoje prace :
i mapa umożliwiająca zwiedzanie...
Portobello - to nęcąco brzmi więc sprawdziłam u wuja Gugla a tam to pieczarka dwu-zarodnikowa brunatna.
ReplyDeleteOtwarte domy artystów - to by mi się podobało. A urocze, tajemne zakątki to moja ostatnia miłość