Translate

Thursday 25 December 2014

'Bluegrass'. Fragment Czwarty.


(...)


  'X'
      Następnego dnia Ciocia Rita nie budziła Paputka. Paputek przespał dzień, noc i
następne dopołudnie. Obudził się wyspany i zadowolony. Nie chciał nigdzie wychodzić.
Został z Ciocią Rita, cieszył się jej domem, rozmawiał o muzyce, podpatrywał jak
przygotowuje jedzenie i zadawał mnóstwo pytań.
Paputek bardzo chciał się spotkać z Ciocią Julią z Santa Fe. Niestety, w czasie jego
przyjazdu do Nowego Meksyku, Ciocia Julia przebywała w Nowym Jorku. Paputek
wysłał do niej maila w którym wyraził cały swój podziw i szacunek. Jakaż była jego
radość, kiedy w przeddzień wyjazdu otrzymał pocztówkę z widokiem Central Parku.
Przyszła na adres Cioci Rity z zaznaczeniem 'dla Paputka'.
Paputek miał w oczach łzy, gdy czytał tych kilka słów nakreślonych specjalnie dla niego.
Ostatnie zdanie brzmiało :
"Traktuj siebie jak bezcenny przedmiot". Paputek podszedł do lustra , uśmiechnął się
do swego odbicia i położył rękę na sercu. Po czym wyjął z szuflady kartkę i napisał:
"Kochana Ciociu Rito, traktuj siebie jak bezcenny przedmiot.To są słowa Cioci Julii .
Podaj dalej. Paputek ".
A Ciocia Rita... No cóż . Jak zwykle łzom i przytulaniom nie było końca...

Kuchnia Cioci Rity nie była zbyt duża. Wchodziło się do niej bezpośrednio przez drzwi
wejściowe. Odgrodzona blatem od pozostałej części, gdzie mieścił się okrągły stół i
cztery krzesła, miała dwa okna z parapetami pełnymi zawsze kwitnących pelargoni.
Kuchnia była w kolorze magnolii, natomiast część zwana przez Ciocię Ritę salonem,
w ciepłym kolorze awokado.
Zupełnie niedawno, Paputek zainteresował się gotowaniem. Kupił nawet zeszyt, który
zatytułował 'Moje ulubione przepisy ratujące życie'. U Cioci Rity zachwycił się zupą
lentilkową czyli  zupą z soczewicy. Najbardziej podobało mu się to, że zupa ta, tak samo przyrządzana, może mieć różne kolory w zależności od rodzaju lentilek i dodatków.
Tym sposobem zyskał trzy nowe przepisy kulinarne.
Teraz Paputek siedział na stołku barowym, ustawionym między kuchnią i salonem.
Patrzył na pelargonie, które przesłaniały nieciekawy widok za oknem.
"Ciociu Rito, jak ty to robisz, że zawsze masz ich tak dużo?" -  to pytanie, które Paputek
zadawał w dzieciństwie, padło również teraz.
"Już ci mówiłam Paputku" -  zawsze cierpliwie  odpowiadała  Ciocia Rita  -
"Urywam  nową zaszczepkę, o stąd, z boku starej łodygi. Wsadzam do ziemi i rośnie."
Paputek niedowierzał. Pamiętał nieudane próby ogrodnicze Żyrafki Gieni i stąd jego
wątpliwości. A z drugiej strony, nigdy nie przyłapał Cioci Rity na kłamstwie.
Zeskoczył ze stołka i poszedł do pokoju, który teraz pełnił rolę pokoju gościnnego.
Chciał sprawdzić łotsapa, fejsbuka i esemesy. Ale nie było zasięgu.
"Spróbuj z mojej sypialni" - zawołała Ciocia Rita zajęta miksowaniem soczewicy
ze szpinakiem.

Paputek wszedł do lawendowego królestwa Cioci Rity. W miniaturowym oknie powiewała
batystowa firanka. Sypialnia też była miniaturowa. Łóżko zarzucone jasną narzutą, odkryta
garderoba z rzędem wieszaków i pudłami ustawionymi jedno na drugim.
Na ścianie duże lustro a w jedynym wolnym miejscu komoda z czterema szufladami.
W rogu zmieściła się jeszcze, ale bardzo wciśnięta, żyrafka pełniąca funkcję biblioteczki.
Nad komodą kilka fotografii w białych ramkach. W rogu lustra, zatknięty obrazek ze
świętym Antonim a nad drzwiami podobizna Jezusa. Na więcej nie było miejsca.
Paputek sprawdził esemesy, łotsapa i fejsbuka.
"Ciociu Rito" - powiedział kładąc telefon na stole - "Nigdy nie widziałem takiego
wyobrażenia Jezusa jak na tym obrazku nad drzwiami ".
"Ach, ten obrazek" - Ciocia Rita siekała właśnie zieloną kolendrę -
"Przysłała mi go Ciocia Lola z życzeniami  świątecznymi.  Oryginał powstał kilkadziesiąt
lat temu w Krakowie. To ciekawa historia, ale wiesz, jak ja nie lubię tych religijnych
opowieści"- dokończyła.
"Ciocia Lola?" -  Paputek jakby nagle coś sobie przypomniał -
"Czy to ta Ciocia, która przysłała mi bursztynowy krzyżyk i która zawsze mnie pozdrawia
i zaprasza do siebie, jak będę w tamtej części Europy?" - zapytał z nadzieją w głosie.
"Tak, to właśnie ta Ciocia" - potwierdziła Ciocia Rita.

'XI'   
     To był piękny czas dla Paputka. Prawdziwe wakacje. Przed wyjazdem zdążył odwiedzić
kilka miejsc.
Bardzo chciał spotkać się z chłopakami z Beirutu, ale w tym czasie przebywali na festiwalu
w Toronto i Paputek był mocno rozczarowany.
"Będą przecież w Europie. Często tam  koncertują." - pocieszał go Pablo, który pamiętał
Paputka z dzieciństwa, a który teraz prowadził małą knajpkę w Zuni Pueblo.
To Paputka nie satysfakcjonowało. Miał być koncert w Santa Fe i już.
W tym czasie w wielu wioskach odbywały się festiwale indiańskie. Pokazy taneczne, targi rękodzieła, tradycyjne jedzenie, 'i więcej' - jak informowali organizatorzy, którzy sami nie
wiedzieli, co kryje się za tą obietnicą. Turystów nie trzeba było namawiać, bo kolorowo
ubrani tancerze, dziwaczne tańce, oryginalne pamiątki i jedzenie były wystarczającym
powodem, żeby wybrać się na wycieczkę do pueblos. Miejscowi, znudzeni codziennością
mieli okazję do świętowania i dodatkowego zarobku.
Paputek odwiedził kilka miejsc. Kiedy był dzieckiem fascynowały go tańce i obrzędy.
Wszystko było zabawą. Indiańskie rytuały i chrześcijańskie procesje. Ale szybko przestało
go to interesować.
"Ciągle to samo" - marudził - " I gorąco i tłoczno. Zostaję w domu".
A ponieważ nigdy nikt go do niczego nie namawiał, zostawał.
Bardzo szybko pueblo stawało się dla Paputka za ciasne. Poza kilkoma osobami nikt nie
wierzył w historię o Gwiezdnym Dziecku. Ogólnie nikt w nic nie wierzył. Ważne było
przetrwanie. Liczyli się turyści, lepsze życie, McDonald's w Acoma i coca cola. Trudno
się temu dziwić. Historia tego miejsca jest mroczna i ciężka.
"Ta ziemia ma w sobie śmierć" - Paputek pamiętał słowa jednego z Tancerzy.
"Tańczymy i to wszystko co możemy ofiarować. Powtarzamy rytuały, żeby przywołać
życie. Nasze stopy krzyczą 'istniejemy' i Ziemia odpowiada echem z głębi swojego serca."

(...)

Szkolne lata Paputek spędził w niedalekim Albuquerque. Przyjaciele Wujka Zuni z radością
przyjęli Paputka pod swój dach. Ich własne, dorosłe już dzieci rozjechały się po Stanach.
Ciocia Emma była  na emeryturze a Bill - jej mąż, uczył biologii w szkole średniej.
Do tej szkoły chodził również Paputek. To znaczy zaliczał egzaminy, bo chodzić nie lubił.
Za to dużo uczył się w domu. A ponieważ Ciocia Emma i Bill byli bardzo towarzyscy, mieli
sporo znajomych, którzy chętnie przebywali z Paputkiem i odpowiadali na jego pytania.
Szczególnie pomocny był w tej kwesti Steven.
"Stary nudziarz" - jak mówił o nim  Bill kiedy wracał z ich wspólnych wypraw 'do miasta'.
Steven nie był taki stary. Kiedy poznał Paputka zbliżał się do pięćdziesiątki,  ale rzeczywiście
był strasznym zrzędą.
Paputkowi to nie przeszkadzało. Słuchał i zadawał pytania, a Steven odpowiadał dorzucając
mnóstwo anegdot i własnych refleksji.
"Nie wierz we wszystko co mówi" - przestrzegał Bill, który często odmiennie interpretował opowiadane przez Stevena historie.
"Steven jest najmądrzejszy" - odpowiadał Paputek mrugając porozumiewawczo do Cioci
Emmy. Paputek uwielbiał w Stevenie to, że z każdego rzuconego hasła, potrafił stworzyć
całą opowieść.
"Wodnik plus Księżyc w znaku Bliźniąt" - tłumaczyła Ciocia Emma.
"Stara pierdoła" - Bill dosadnie wyrażał swoja opinię na temat przyjaciela -
"Jakby był taki dobry, drukowaliby mu w  'Albuquerque Journal' ".
"Steven nie chce" - wtrącił swoje Paputek - "Ostatnio jak wysłał im artykuł o Los Alamos,
kazali mu skrócić i wyrzucić parę faktów. Steven nie zgadza się na takie traktowanie."
"Artykuły Stevena są jak 'powieść rzeka'. Tak można było pisać w XIX wieku.
Kto w dzisiejszych czasach jest w stanie to strawić? Gazeta musi brać pod uwagę
współczesnego odbiorcę." - bronił swego Bill.
Paputek wziął głęboki oddech położył rękę na ramieniu Billa i patrząc mu poważnie
w oczy powiedział :
"Bill, dzięki Stevenowi nie musimy się martwić o moją edukację".
I tym go przekonał.

(...)
'XII'  
     Dwie godziny lotu dzieliły Paputka od Los Angeles, gdzie czekała go przesiadka
do Londynu.
"Bardzo długa podróż..." - wzdychał Paputek do siebie pakując niewielki bagaż.
I zażartował :
"Dobrze, że mam małe ubranka, bo gdyby tak Gienia zaczęła się pakować..."

Na lotnisko do Santa Fe miał ich zawieźć Pablo, który wcześniej zaproponował pomoc.
Przy okazji chciał pogadać z Wujkiem Zuni o sprawach puebla. Przyjechał w miarę
punktualnie, ale zabrał ze sobą żonę i córkę.
"Niech mają wycieczkę. Będą miały czas na chodzenie po sklepach dopóki nie wrócę
z lotniska" - powiedział beztrosko. Wujek Zuni nieco skonsternowany, nie  zdążył
zabrać głosu w tej sprawie, bo Ciocia Rita zaproponowała :
"Ja zostaję. Nie lubię patrzeć na odlatujące samoloty. Tutaj pożegnam się z Paputkiem".
"Skoro tak.." - Wujek Zuni był jej wdzięczny, że wyratowała go z tak niezręcznej sytuacji.
Paputek mniej, ale szanował jej decyzję.
Kiedy żegnali się, Ciocia Rita szepnęła do Paputka wręczając mu niewielki notes :
"Tutaj masz adres do Cioci Loli, mail, numer na komórkę i domowy. Ciocia Lola wie,
że przyjedziesz i obiecała, że we wszystkim Ci pomoże. Możesz się u niej zatrzymać".
Paputek aż się zapowietrzył .
"Ciociu Rito, naprawdę? Przecież Ciocia Lola mnie nawet nie zna. Już ją kocham! Ale..." -
tu Paputek naprawdę się zmartwił - "...ja nie mówię w żadnym słowiańskim języku".
I roześmiał się, a Ciocia Rita głośno mu zawtórowała.

(...)

Pablo rozmawiał z Wujkiem Zuni a jego żona i córka wypytywały Paputka o Europę .
Konkretnie zainteresowane były Anglią.
"Czy tam naprawdę jest zimno i ciągle pada? Czy oni naprawdę jedzą tylko owsiankę?
Czy Angielki są chude i kościste? I czy Królowa pokazuje się w koronie? A tak w ogóle,
to czy Paputek widział Królową? A Harrego Pottera? A Eltona Johna? I dlaczego Szkoci
chcą się odłączyć od Anglii? ".
Paputek nigdy nie spodziewał się, że ktokolwiek może go uznawać za eksperta w
jakichkolwiek dziedzinach. Tym bardziej jeśli chodziło o Wielką Brytanię. Powiedział
więc grzecznie, że odpowiedzi na te pytania można znaleźć w Internecie jak mu się wydaje,
bo nie jest tego pewien. Kobiety popatrzyły na niego i na siebie i przestały więcej pytać.
Na lotnisku Pablo zwrócił się do Paputka :
"Wszystkiego dobrego Paputku. I odwiedź nas jeszcze. A to dla Ciebie" - i  wręczył
Paputkowi kwadratową perforowaną kopertę.
"Nie zaglądaj i nie dziękuj. Otworzysz w samolocie" - dodał widząc, że Paputek chce
sprawdzić,co jest w środku.
"Pablo" - Paputek był zupełnie zaskoczony - "Dziękuję! Zupełnie mnie zaskoczyłeś...
Ale ja nie mam nic dla Ciebie..." - dodał zakłopotany.
"Nic nie trzeba. Najważniejsze, że odwiedziłeś pueblo" - odpowiedział Pablo dziwnie
wzruszony.

W samolocie Paputek zajął miejsce przy oknie. Cieszył się, bo tej nocy była pełnia,
a przy bezchmurnym niebie, Ziemia oświetlona blaskiem Księżyca, tworzyła bajkową
scenerię. No i Księżyc tuż za skrzydłem samolotu...Zastanawiał się,  jakie to dziwne.
Człowiek jest w stanie wymyślić maszynę latającą, która potrafi wznieść się setki
metrów nad ziemię i przetransportować ludzi na drugą stronę oceanu.
Jest w stanie wymyślić inną maszynę, która przekracza stratosferę i ląduje na Księżycu... 
I jest w stanie stworzyć śmiercionośną bombę atomową. Tutaj w Los Alamos.
Paputek pamiętał słowa Stevena :
"Kilka lat na to poświęcili. Ogromne pieniądze, cały sztab ludzi. Próbę przeprowadzili
w miejscu, które w czasach konkwisty zwano Jornada del Muerto czyli Droga Umarłego.
Czy to nie ironia losu?
Bo to był początek drogi. Hiroszima, Nagasaki... Nauka w służbie ludzkości..."

Bardzo chciał spotkać Stevena, ale wiedział, że jeszcze nie czas. Steven po depresjach,
zawale i skłonnościach do alkoholu, postanowił zmienić swoje życie. Wyjechał do
Kanady. To było jego odosobnienie, którego jeszcze nie zakończył. Zawsze uważał się
za człowieka Północy. Nie lubił Nowego Meksyku ani Południa.
"Te przeklęte upały" - narzekał, równocześnie nie wyobrażając sobie, że można zmienić
miejsce zamieszkania.
"Kto wymyślił takie miejsce? Przecież tu prawie nie ma zieleni ani wody" - zrzędził
przy byle okazji. Ale kiedy czuł się potrzebny, tak jak podczas pracy z Paputkiem,
wkładał w to całe swoje serce i talent.
Wyjechał więc do Kanady, ponieważ zawsze tęsknił za wodą i lasem.
W miejscu, gdzie Atlantyk witał się z lądem, Steven znalazł miejsce, które spełniało jego wyobrażenie o raju.

Ciocia Emma po śmierci Billa przeniosła się do Nowego Jorku, do córki.
"W Nowym Jorku jest zimno, ale lubię tu mieszkać..." - napisała do Cioci Rity.
Paputek wysłał do niej kartkę z Albuquerque.

"Wszystko się pozmieniało, odkąd wyjechałem do Europy..." - pomyślał i sięgnął po
kopertę. Wyjął z niej płytę CD i kartkę od Pabla :
"Ostatni Beirut z przed trzech lat. Nowszego nie mają :)" - przeczytał i pokręcił głową.
"Ten Pablo lubi niespodzianki... Po raz kolejny mnie zaskoczył" -  pomyślał na głos i zasnął.

     'XIII'   
     Paputek opowiadał, opowiadał, a Gienia widziała to wszystko, o czym mówił,
czym się wzruszał i za czym tęsknił. Ich głosy mieszały się z zapachem miętowej herbaty
i smakiem marchewkowego ciasta.
"Gieniu, byłbym zapomniał" - Paputek zbierając się do wyjścia, przypomniał sobie o
suwenirze.
"To dla Ciebie " - powiedział wręczając jej papierową torebkę.
"Nowomeksykańskie czekoladki?" - pomyślała Gienia.
"Nie są to wprawdzie czekoladki, ale mam nadzieję, że będziesz zadowolona" - 
powiedział Paputek - "Odpakujesz w domu."
I widząc, że Gienia jest nieco rozczarowana brakiem czekoladek, zaproponował :
"Jeżeli masz ochotę, zapraszam cię na lody w przyszłym tygodniu. To zamiast czekoladek" -
Paputek nie mógł sobie odmówić tej drobnej dygresji.
"Co ty Paputku. Nawet nie pomyślałam o czekoladkach.
Zresztą w tym tygodniu nie jem słodyczy" - skłamała  wdzięcznie - ale w przyszłym
bardzo chętnie przyjmę twoje zaproszenie."
"No to do następnego razu" - ucieszył się Paputek i tak się rozstali.

                    
                                                          koniec fragmentu czwartego

                           Następny pojawi się w CZWARTEK  1-go STYCZNIA  2015 roku

                                                                     z a p r a s z a m

No comments:

Post a Comment