Translate

Tuesday 16 December 2014

PORTUGALIA. Lizbona.



LIZBONA

https://www.youtube.com/watch?v=zcsQHxLbz30

Kiedy nie zapisuję wrażeń na gorąco, pozostają impresją na temat.
Czas jest jak mgła. Spowija przeszłość i tylko silne emocje zatrzymują
go w miejscu.
A miłe, ciepłe wspomnienia, pozostawiają jedynie ślad w sercu.
Trudny do opisania, jak dźwięk lub barwa. Poza nazwaniem,
poza opowiadaniem.

Nie pamiętam nazwy hostelu w Alfamie, który chciałabym polecić,
ani nazwy niewielkiej restauracji na pobliskiej ulicy, zapraszającej
na "Fado Today", gdzie "dzisiaj" jest właśnie dzisiaj.



Pamiętam czerwcowe ciepło, a potem pierwszy dzień naprawdę gorącego
lata. Wąskie uliczki wypełnione muzyką, gwarem ludzkich głosów,
zapachem ryb smażonych na ruszcie, tłumem turystów wmieszanych
w celebrujących święto urodzonego w Lizbonie św. Antoniego
(Lizbońsko-Padewskiego) mieszkańców.


Jak to w przypadku imieninowej imprezy, świętowanie trwa tydzień przed i tydzień po,
a nawet cały miesiąc.                                                                                                         
            Ulice udekorowane jak na Boże Narodzenie.


Pierzaste łańcuchy z błyszczącej folii, dekoracje z kolorowych bibuł,
                          i trójkątne chorągiewki rozwieszone pomiędzy oknami.
                          Gołębie, błękit nieba, czerwiec w Lizbonie.


                     I Praça do Comércio , ogromny plac położony tuż nad brzegiem rzeki Tag.


                                                   Miasto, w którym czas płynie inaczej.
                                          https://www.youtube.com/watch?v=FdxYybkCuR4


                                                                     
Przez tydzień chodziłam, chodziłam, odkrywałam, podziwiałam,
słuchałam, karmiłam duszę.
To miejsce jest jak Byt. Przyjmuje cię, otula, daje wszystko, czego
potrzebujesz.


W hostelu spotkałam sporo ciekawych osób.
Amerykanina z Seattle, który pół roku pracował, by drugie pół
przemierzać świat na rowerze. Lizbona była jego przystankiem.
Czekało na niego Maroko, a potem na zakończenie Hiszpania.
Byli też dwaj bliźniacy z Nowego Jorku. Jeden milczący, drugi
ciekawski gaduła. Zwiedzali Półwysep Iberyjski zatrzymując się
w hostelach. Od niedawna na emeryturze.  I jeszcze starszy pan
(76 lat) z Korei Południowej, który z pobłażliwym uśmiechem
przyglądał się moim porannym gimnastykom. Powiedział mi,
że dobrą formę zachował dzięki prostym ćwiczeniom, które
nazwał "worm practis". Była to forma chi kungu, polegająca na
dość oszczędnych ale bardzo miękkich, "płynących" ruchach.
Właśnie wtedy powiedział mi ile ma lat i skąd ta dobra forma.
Na drugi dzień mieliśmy się wybrać razem do Sintry, ale obudził
mnie wcześnie rano i usprawiedliwił się, że to jego samotna podróż
i chce pojechać tam sam.


To dziwne, jak wertują się kartki pamięci.
Nie wiem nawet który to był rok. Całkiem niedawno. No przecież,
czerwiec 2013.


A teraz, w grudniowe przedpołudnie czuję tamten czas.
I to miasto.
Obrigada Lisboa :)

Jutjuby sa mojego autorstwa z czerwcowymi zdjęciami Lizbony.
                                                         

No comments:

Post a Comment