Translate

Sunday 21 December 2014

'BLUEGRASS'. Fragment Trzeci.


(...)

Kiedy Ciocia Rita przyniosła gorące placki kukurydziane Paputek już wiedział.
"Paputku , myśmy z Wujkiem już jedli. Mamy jeszcze trochę czasu, więc nie musisz
się spieszyć. Wujek pojechał do warsztatu  sprawdzić samochód. Za godzinę
wyjeżdżamy w góry".
"W góry?" - Paputek wykrzywił buzię w podkówkę, założył ręce, zwiesił głowę i już
chciał tupnąć nogą, ale widząc, że Ciocia Rita zaraz wybuchnie śmiechem, uczynił to
pierwszy. Po czym podbiegł do lustra i zrobił taką samą minę. I znów wybuchnął
śmiechem. Śmiali się oboje tak głośno, że w kredensie dźwięczały naczynia.

    'VI'  
    Ciocia Rita dobrze pamiętała małego Paputka. Był tak wątły, że Starszyzna obawiała
się o jego życie. Z Gwiezdnymi Dziećmi tak często bywa. Przybywają na Ziemię, ale przy
swojej wrażliwości, z trudem znoszą ogrom nieszczęść, które produkują ludzie. Dlatego
ich ciała często są zdeformowane a lekarze akademiccy klasyfikują to jako choroby
genetyczne lub choroby nieznanego pochodzenia. Lekarz z miasta też powiedział jakąś
dziwną nazwę, ale nikt jej  nie zapamiętał, bo nie miało to żadnego znaczenia.
Najważniejsze było, że Paputek przeżył. Nie rozwijał się wprawdzie tak jak inne dzieci,
ale był zdrowy i  pueblo dziękowało  Stwórcy, że chłopiec jest wśród nich.
Długo nie miał imienia. Nazywano go Chłopczykiem, Iskierką, Gwiazdką... Wkrótce
jednak, gdy trochę podrósł, zaczęto mówić o nim Tupiący Butek. Nie było w tym nic
złośliwego, jedynie trafnie określało charakter Paputka.
Chłopczyk sam sprowokował to nazwanie. Miał swoje upodobania, nieco odmienne
od upodobań innych dzieci.
Noc nie była do spania, obiad nie do jedzenia. Ubranka nie takie. Paputek najchętniej
biegałby goły po wiosce, spał w ciągu dnia w hamaku, a w nocy pływał łódką albo głośno
śpiewał. Z jedzeniem też było utrapienie, bo dziecko powinno jeść a Paputkowi trudno
było dogodzić.
W końcu Ciocia Rita odbyła z nim poważną rozmowę.
"Paputku, jesteś już duży. W każdej wiosce nawet tak wielkiej jak Nowy Jork czy
Singapur panują zasady. Generalnie : Ludzie noszą ubrania. Jedzą dwa albo trzy razy
dziennie. Zanim się zdenerwują pomyślą. Albo odwrotnie. W każdym razie nie robią
naburmuszonej miny i nie tupią nóżką. Ani nie odwracają się na pięcie. Nie przerywają,
kiedy ktoś mówi (Paputek nigdy nie przerywał), mówią  'proszę, dziękuję, przepraszam'.
Nie okazują zdziwienia i nie pokazują palcem. To tak z grubsza" - zakończyła Ciocia
Rita podając Paputkowi miseczkę z pokrojonym w kostkę melonem.
A Paputek przytulił się do Cioci Rity a potem spojrzał jej w oczy i powiedział : "Dobrze".
I Ciocia Rita wiedziała, że Paputek wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Nazajutrz pojechali do miasta i kupili potrzebne ubrania.
Z jedzeniem ustalili tak :  Rano Paputek przychodził do kuchni otwierał szafkę i lodówkę,
i wyciągał produkty, na które miał tego dnia ochotę. Na przykład margarynę, sok
porzeczkowy, kaszę, pomarańczę, sos vinegre, papryczki chili i cebulę. Kiedy przyszła
pora posiłku, na stole pojawiał się dzbanek wody z sokiem porzeczkowym, w którym
pływały cząstki pomarańczy a na talerzu placki z kaszy i vinegre, którym Paputek
obficie je skrapiał, po czym posypywał pokrojonymi  w krążki papryczkami chili.
I tak doszli do porozumienia.

(...)
Paputek dawno przestał być Tupiącym Butkiem. Ale tym razem nie chciało mu się jechać.
Miał nadzieję na kuchenne pogaduszki z Ciocią Ritą . Wiedział jednak, że coś ciekawego
może się wydarzyć.
Dawno nie był w górach. Tak, to może być fajna przejażdżka. I w doborowym towarzystwie.
Bo jak się okazało, Ciocia Rita też z nimi jedzie.   Paputek z radości zacisnął piąstki i powoli rozprostował je z głębokim westchnieniem.
Usłyszał Wujka Zuni wspinającego się po schodach i jego głośne pytanie : "Gotowi?" 
Wujek Zuni wyglądał jak skaut. Solidne traperki, kurtka z kapturem i bandana wokół szyi.
Do tego niewielki plecak.
Ciocia Rita szukała czegoś w szafie. Miała wszystko co potrzeba, ale nie mogła czegoś
znaleźć. Paputek był już gotowy. Zauważył  torbę z trzema termosami i  plackami z
kukurydzy w plastikowym pojemniku.
"Zaniosę do samochodu" - zawołał do Cioci Rity i szybko zbiegł po schodach.
Wujek Zuni zajął miejsce na tylnym siedzeniu.
"Siadaj z przodu Paputku " - powiedział zanim ten zdążył zadać pytanie -
"Ciocia Rita będzie prowadzić".

    'VII'  
    Paputek wiedział, że Ciocia Rita lubi samochody. Zwłaszcza stare, z czasów jej
młodości. Ciocia Rita była wprawdzie nadal młoda, mimo, że pamiętała najdawniejsze
czasy. Zamiłowanie do samochodów brało się z okresu, kiedy Paputka  jeszcze nie było
na Ziemi a Ciocia Rita nie mieszkała w Nowym Meksyku. To był czas, kiedy Ciocia
Rita zadawała sobie mnóstwo pytań. Początkowo próbowała szukać odpowiedzi na
uniwersytecie. Zaczęła niezbyt oryginalnie od filozofii. Rodzice nie sprzeciwiali się
tej decyzji, wierząc w zdrowy rozsądek córki i szybką zmianę kierunku studiów na
coś bardziej  praktycznego. Jednak to nie 'zdrowy rozsądek' był przyczyną nowego
wyboru Rity.

     (...)

     'VIII'   
     Paputek rozsiadł się wygodnie na przednim siedzeniu. Już nie żałował, że jadą w góry.
Przecież tak sobie wymarzył. Z Ciocią Ritą i Wujkiem Zuni. Dla jasności nie byli oni
małżeństwem, ani parą ani rodzeństwem. Nie byli nawet biologicznie  powiązani, ale
byli sobie bardzo bliscy. Dla Paputka, od kiedy przebywał w pueblo, stanowili rodzinę.
Wujek Zuni był  jedynym wujkiem Paputka - do pozostałych mężczyzn Paputek  zwracał
się po imieniu. Ciocia Rita była jedną z najbliższych  Cioć, bowiem Paputek zwracał się
do wszystkich zaprzyjaźnionych kobiet per "ciociu" plus imię. Było też kilka Babć
rozsianych po obu Amerykach.
I jedna Mała Babcia, którą Paputek odwiedził  dwa razy w Santa Fe.

Ciocia Rita otworzyła drzwi samochodu. Na tylne siedzenie rzuciła podręczną torbę
i aparat fotograficzny z teleobiektywem. Paputek zdziwił się lekko. Nie wiedział, że
Ciocia Rita fotografuje. I w dodatku używa profesjonalnego sprzętu. Spojrzał na nią
a ona odwzajemniła spojrzenie.
"Nie wiedziałeś?" - zapytała. Paputek przecząco pokręcił głowa. Ciocia Rita uśmiechnęła
się pod nosem.a ich plecami Wujek Zuni drzemał, lekko pochrapując.
"Jak zwykle" - pomyślał Paputek i uśmiechnął się do Cioci Rity.
"Jak zwykle" - powiedziała Ciocia Rita odwzajemniając uśmiech.
Kiedy dojechali do asfaltowej drogi, było już późne popołudnie i z każdą kolejną chwilą
krajobraz łagodniał, spowity pomarańczową poświatą. Ciocia Rita mocniej nacisnęła
pedał gazu. Mieli dość czasu, mimo, że od gór dzieliła ich spora odległość. Na razie droga
o charakterystycznej, czerwonawej barwie, przecinała półpustynny, niezmienny krajobraz.

(...)
Wyszli z samochodu na niewielką polanę. Pełny księżyc i rozgwieżdżone niebo rozjaśniały
nocne ciemności.
Usiedli na wyschniętym poszyciu. Ciocia Rita położyła na ziemi gliniany talerz, pokryty
biało-czarnym geometrycznym    wzorem.  Położyła na nim turkusowa bransoletkę, którą
zazwyczaj nosiła. Wujek Zuni dorzucił parę ziaren kukurydzy i pióro  myszołowa.
Paputek - bursztynowy krzyżyk, który dostał od Cioci Loli i z którym nigdy się nie
rozstawał. Siedzieli tak, trzymając się za ręce, aż Paputek zaczął swoje mruczando. Śpiewał
cicho, a jego głos przenikał przez korę  drzew i docierał do ich rdzenia. Przenikał poszycie l
eśne, wszystkie warstwy ziemi, odbijał się od kryształowego serca Gai i powracał do gwiazd.
Kiedy umilkł, Ciocia Rita rozpoczęła swoją pieśń. Jej melodia przywołała delikatny zapach
werbeny i maruny. Wujek Zuni wplótł słowa modlitwy w starożytnym języku Indian.
Gwiazdy zamigotały. Las odpowiedział im całą paletą dźwięków. Szumy, szelesty, gwizdy,
trzaski, rozpryskiwały się w przestrzeni niczym iskry, przenosiły się ponad czubki
najwyższych sosen i przenikały ciemność.
Kiedy wszystko umilkło, cała trójka siedziała jeszcze długo obejmując się ramionami.
Czas się zatrzymał. Ale..
"Pora na ciąg dalszy" - powiedział Wujek Zuni.
Paputek wciąż nie mógł dojść do siebie. Mógłby tak siedzieć godzinami. Mógłby śpiewać,
słuchać, odpowiadać devom. Mógłby... Jednak nie sprzeciwiał się.
Wstał, zawiesił na szyi swój bursztyn, popatrzył przytomnie na obecnych i powiedział :
"Czy to daleko?"

(...)

Przeszli na drugą stronę. Szli wzdłuż drogi, by zatrzymać się po kilkunastu metrach.
Wujek Zuni położył dłoń na ramieniu Paputka. Delikatnie skierował go w stronę
przeciwległego wzgórza.
"Popatrz tam" - powiedział szeptem.
Wzrok Paputka powędrował przez gwiaździste niebo i lesiste zbocze, żeby powrócić i zapytać : 
"Czy... "  Ale nie zdążył zadać pytania.
Otaczająca ich cisza wypełniła się dźwiękami. Jakby ktoś podkręcił radio. Szelesty, trzaski pochrumkiwania...
"Idź. Ja już jestem za stary na takie wertepy. A to, gdyby jeleń chciał się z tobą przywitać" -
szepnął Wujek Zuni wciskając papierową torebkę do kieszeni Paputka.
Paputek  spojrzał przed siebie i oniemiał. W oddali z gęstwiny lasu wyszła łania. Szła lekko, merdając śmiesznie ogonkiem.
Miała ogromne uszy (tak się przynajmniej wydawało Paputkowi). Rozglądała się na prawo
i lewo. Paputkowi przemknęło przez myśl wspomnienie Tańca Jelenia,  który zapamiętał z dzieciństwa w  Zuni pueblo.
W pewnej chwili łania odwróciła się w kierunku gęstwiny i wzrokiem przywołała pozostałe towarzystwo, by przeprowadzić je bezpiecznie przez rzadziej zadrzewiony fragment lasu.
Stadko ruszyło do przodu  i zniknęło w gęstwinie.
Paputek trwał jeszcze w zachwycie, gdy na polanie znów pojawiła się łania.
Rozglądała się tak samo jak wcześniej i tak samo śmiesznie merdała ogonkiem.
"Idź" - powtórzył Wujek Zuni - "Uważaj jak stawiasz stopy. Z resztą sobie poradzisz."
Paputek ostrożnie zsuwał się w dół skarpy. W takich sytuacjach zawsze obawiał się o swoje
chude nogi. Kiedy jakaś sytuacja wymagała sprawności fizycznej, zdawał sobie sprawę
z ułomności swojego ciała. Ale dzięki temu, że to  ułomne ciało nie ważyło wiele, mógł
bezpiecznie przytrzymywać się karłowatych sosen . Skarpa była wysoka. Z drogi nie
wydawała się aż taka. Teraz jednak, kiedy każdy krok musiał być wyważony i poprzedzony spojrzeniem w dół, odległość wzrastała.
"Jak ja potem wdrapię się z powrotem na górę?" - pomyślał Paputek pokonując kolejne
metry. Dziękował Księżycowi za oświetlanie drogi i Wujkowi Zuni za modlitwę. Był
zmęczony. Sięgnął do plecaka po wodę. Kiedy pił spojrzał w górę. Wysoko i daleko,
dostrzegł Wujka Zuni stojącego na poboczu drogi, który machał do niego obiema rękami.
Paputek nie mógł odwzajemnić tego gestu, bo był w bardziej ryzykownej sytuacji, ale
uśmiechnął się do Wujka Zuni i butelką pokazał za siebie. I dopiero teraz zauważył, że
został mu naprawdę niewielki odcinek do pokonania. Schował prawie pustą butelkę i
ruszył w dół. Po kilku minutach znalazł się w dolinie.
"Jestem tu jak na talerzu" - powiedział do siebie - "Gdyby jakiś wielkolud chciał mnie
zjeść wystarczyłoby, że nabiłby mnie na widelec i po mnie."
Mimo tych refleksji podążał przed siebie. Słyszał trzask gałązek pod swoimi butami.
Ponieważ las nie był zbyt gęsty, szło mu się całkiem sprawnie. Nadal uważnie patrzył
pod nogi. Kontrolował też przestrzeń, żeby się nie zgubić.

Mimo niewielkiej praktyki potrafił poruszać się po lesie. W dolinie drzewa były
wysokie i mocno ukorzenione. Rosły gęściej.   Przeważały sosny, ale było też sporo
innych gatunków. Zrobiło się chłodniej i ciemniej. Paputek zwolnił. Wsłuchiwał się
uważniej. Lubił leśne hałasy.
"Podobnie jak ja, nie każdy lubi spać w nocy" - zauważył z zadowoleniem.
Miał wrażenie, że wszyscy go obserwują. A nawet, że wymieniają między sobą
informacjena jego temat.
"Że też wszędzie wszyscy muszą się wszystkim interesować" - zamruczał myśląc o sobie
jako o "wszystkim".

Jak to miał w swoim zwyczaju, dotykał mijanych drzew i cieszył się, gdy one odwzajemniały
jego dotyk. Nagle poczuł silny zapach żywicy. Tak intensywny jakby wydobywał się ze
świeżo naciętej kory. Poszedł w tym kierunku, mimo, że musiał lekko zboczyć w prawo.
"Przecież nie zabłądzę" - pomyślał.
Do zapachu dołączyły delikatne dźwięki. Wysokie tony drżały w powietrzu, srebrzyły się,
jak krople rosy. Paputek znał tę muzykę. To była pieśń Matki Ziemi. Jej częstotliwość
utrzymująca równowagę na planecie. Zatrzymał się i trwał w zachwycie. Dźwięki unosiły
się na różnych wysokościach . Okrążały Ziemię i wracały z powrotem.
A były ich niezliczone miliardy.
"Jak gwiazd na niebie" - przemknęło przez paputkową głowę.
Mimo to, potrafił oddzielić je od siebie. Potrafił odróżnić każdy odcień i każde
rozświetlenie. Niektóre przenikały jego ciało. Skórę, kości, krew...
"Człowiek składa się z mięsa, krwi i kości" - usłyszał kiedyś Paputek od przyjaciela
Wujka Zuni.
"I to wystarczy, żeby dziękować za cud Bycia" - podsumowała Ciocia Rita, gdy Paputek
powtórzył jej to zdanie.
Teraz, kiedy wszystkimi wyostrzonymi zmysłami trwał w zachwyceniu, wiedział co to
znaczy. Stał mocno na ziemi. Czuł ból w nogach. Jego biodra i kręgosłup też były mocno nadwyrężone. Zadrapany łokieć piekł a stłuczone kolano bolało.
Czuł to wszystko, a kiedy oddychał, mógł zwiększyć lub zniwelować te odczucia.
Zaczął się tym bawić. Przestał odczuwać ból i zaczął rozróżniać pierwiastki, które
wchłaniało jego ciało. Zwiększył intensywność zapachu ziemi. Wyczuwał odległości,
z których przypatrywały mu się leśne stworzenia.
Jego ciało zaczęło tańczyć. Uważnie stawiając stopy i rytmicznie unosząc kolana,
zataczał niewielkie kręgi w przestrzeni pomiędzy drzewami. Wyklaskiwał rytm uderzając
dłońmi po udach, policzkach, głowie, brzuchu, pośladkach ...
I wyśpiewywał długie sylaby, aż jego głos wplatał się w otaczające dźwięki, okrążał
Ziemię i powracał.
Teraz te sylaby zaczęły układać się w słowa niezrozumiałego dla Paputka języka.
Wydawało mu się, że śpiewa szeptem. W coraz szybszym tańcu, potrząsał głową w lewo
i prawo i jego rozedrgane ciało nie składało się już z mięsa, krwi i kości.
Było gwiezdnym pyłem z zakodowaną pamięcią ludzkich doświadczeń. Słyszał swój
oddech i bicie serca. I czuł, że jest to jeden oddech i jedno serce Wszystkiego.
Zwolnił szaleńcze tempo. Świadomie wdychał powietrze do płuc.
Oddech przenikał do całego ciała. I przez stopy do ziemi.
Paputek coraz bardziej poddawał się zmęczeniu. Zataczał coraz wolniejsze kręgi, aż opadł
na suche igliwie .Był szczęśliwy.
"Po to tu przyszedłem" - wyszeptał.
Zwinął się w kłębek, przeturlał niewielki kawałek i rozłożył na plecach.
Patrzył w rozgwieżdżone niebo. I o nic już nie pytał.

Wracali tuż przed świtem. Paputek spał na tylnym siedzeniu owinięty kocem.
Ciocia Rita podgłośniła muzykę.
"Rito, że też nigdy ci się to nie znudzi..." - westchnął Wujek Zuni .
"Nie trać nigdy światełka nadziei..." - zanuciła Ciocia Rita.
"Czasami tracę" - westchnął Wujek Zuni po raz drugi - " ale na bardzo krótko" -
dodał szybko.
"Ja niestety jak wiesz, na nieco dłużej" - powiedziała Ciocia Rita sprawdzając w lusterku,
czy z Paputkiem wszystko w porządku.


                                                           Koniec fragmentu trzeciego

                                 Kolejny fragment w Boże Narodzenie 25 GRUDNIA  2014
                                                                 w  CZWARTEK

                                                                   z a p r a s z a m




No comments:

Post a Comment