Translate

Sunday 4 January 2015

'BLUEGRASS'. Fragment Szósty.


 ( ... )

 'XX' 
     'The Zone Bar' miał świetną lokalizację i łatwo było do niego trafić.
Udekorowany trójkątnymi, tęczowymi chorągiewkami na całej długości okien, znajdował
się w narożnym budynku, na którym powiewały dwie duże, również tęczowe flagi.
"To tutaj" - Gienia ogarnęła wzrokiem całość. Podeszła bliżej.
Z zewnątrz można było zobaczyć tłum gości kłębiący się między stolikami a kontuarem
i niewielką scenę wciśniętą między kontuar a witrynę baru. Scena mogła pomieścić jedną
osobę.  Tym razem była to Grace.
Miała na sobie długą suknię i zupełnie nową fryzurę. Tego wieczoru Grace była brunetką.
Długa grzywka prawie wpadała do oczu. Egzystencjalny makijaż w pełni wyrażał życiowe
kredo Grace :  'Nie ma dramatu - nie ma życia'.
"Ta kobieta ma charakter" - pomyślała Gienia i w tym momencie poczuła silne męskie ramię obejmujące jej smukłą szyję. Odkleiła nos od szyby, żeby zyskać perspektywę i w odbiciu
zobaczyła siebie z jakimś zupełnie  nieznanym jej mężczyzną.
"Kochanie" - te słowa skierowane były do Gieni -
"Jesteś tak niezwykła, że zapraszam cię na drinka".
Gienia obruszyła się. Co to znaczy 'niezwykła'? To ma być komplement? Kobiecie mówi się,
że jest najpiękniejsza. I zaproszenie na drinka... W takiej sytuacji mówi się o szampanie.
Normalnie Gienia tak nie myśli, ale złości ją obcesowe zachowanie niektórych. Tak jak w tym przypadku. Uważała się jednak za osobę kulturalną i powiedziała stanowczo :
"Szanowny Panie. Podejrzewam, że nieco się pan zapomniał powodowany niezdrowymi
używkami. Stąd nie życzę sobie pańskiego towarzystwa. Oczywiście o ile nie ma pan nic
przeciw temu" - zakończyła zadowolona z siebie.
Mężczyzna zaniemówił. Być może nasunęła mu się refleksja co do stanu jego umysłu,
bowiem ukłonił się szarmancko i oddalił w nieznanym, nawet dla siebie, kierunku.
Gienia odetchnęła.
Kiedy stanęła w drzwiach baru, nie bardzo wiedziała w którą skierować się stronę.
Grace trzymała w rękach mikrofon i zaraz miała zacząć śpiewać. Gienia nie mogła teraz
absorbować jej uwagi swoją osobą. Dyskretnie rozglądała się dookoła. Było naprawdę
sporo osób. Zdecydowanie mężczyzn. Przy barze tłoczno. W pozostałej części też.
Gienia chciała przecisnąć się do stolika po przeciwległej stronie sali, ale Grace właśnie zaczęła mówić. Zciszono muzykę, lecz rozmowy nie ucichły. Grace wzrokiem przebiegła po obecnych
i wtedy zauważyła Gienię. Puściła do niej oko i powiedziała do mikrofonu :
"Proszę o ciszę!"
Bez rezultatu. Na szczęście mikrofon dawał jej przewagę, więc kontynuowała :
"Dziękuję za przybycie. Mam nadzięję, że nie wyjdziecie zawiedzeni."
Z różnych stron dało się słyszeć pojedyncze oklaski. Grace podziękowała uśmiechem
i mówiła dalej :
"Nie byłoby mnie tutaj z wami dzisiejszego wieczoru, gdyby nie pewna wyjątkowa osoba."
Rozmowy nieco przycichły. Uwaga skoncentrowała się na nastepnym zdaniu Grace :
"Oto Ona! Której zawdzięczam to, że mogę teraz przed wami wystapić" - Grace naprawdę
miała łzy w oczach - "Żyrafka Gienia!"
Gienia nie zdążyła zaareagować, bo Grace zawołała do mikrofonu :
"Matteo! Dlaczego Gienia stoi przy wejściu? Zaprowadź ją proszę do stolika i zajmij się
naszym gościem."
Gienia zuważyła, że w jej stronę kieruje się energiczny brunet. Znalazł się przy niej szybciej
niż przewidywała i przedstawił się : "Matteo". Po czym ucałował Gienię w obydwa policzki.
"Wybacz Gieniu, że cię nie zauważyłem. Pozwól ze mną. Zapraszam cię do mojego stolika."

Tymczasem Grace rozpoczęła recital. Jeden z chłopaków, najwyraźniej jej fan, zajął się
podkładem muzycznym. Znał kolejność utworów i przygotowal muzykę według planu Grace,
która jeszcze raz powitała publiczność tym razem tradycyjnym :
"Czy wszyscy są szczęśliwi?"
"Yeee...! " - odpowiedzieli fani.
Grace przyłożyła dłoń do ucha udając, że nie słyszy i pochylając się w ich stronę, zapytała
raz jeszcze wolniej i głośniej : "Czy wszyscy są szczęśliwi?" 
Yeee...!!!" odpowiedzieli  wszyscy.
"W takim razie..." - zaczęła obiecująco Grace, dając znak operatorowi laptopa i poruszając się
w rytm pierwszych taktów piosenki.
Zaczęła swingującym, przyjętym entuzjastycznie, jak się wkrótce okazało, "Sway with me".
Poczym, po dwóch czy trzech evergrinach, zakończyła tę część przepięknym "Smile".
Oklaski i okrzyki aprobaty nie miałyby końca, gdyby Grace nie zapowiedziała :
"To jeszcze nie koniec kochani. Zapraszam po przerwie. A tymczasem... bar czynny do
ostatniego klienta. Bawcie się dobrze!" I mimo protestów zeszła ze sceny.

Matteo okazał się być ujmującym, życzliwym chłopakiem. Przyniósł Gieni filiżankę herbaty
i zatroszczył się czy nie jest głodna. Niewysoki, nieco pucułowaty, ze sporą ilością brylantyny
na kruczoczarnych, zaczesanych do tyłu włosach, siedział przy Gieni uśmiechając się nieśmiało,
od czasu do czasu i pytając, czy wszystko OK i czy Gienia nie życzy sobie czegoś więcej.
W każdym razie gotów był na każde jej skinienie mimo, że (co Gienia zarejstrowała,
kiedy tylko usiedli) był nieprzytomnie zakochany w Grace. Siedzieli tak, zasłuchani i oczarowani występem. Gdy tylko Grace skończyła, Matteo już przy niej był, pomagając zejść ze sceny.
Dumny i zarumieniony szczęściem, torował jej przejście, a Grace rozdawała uśmiechy, czym dziękowała bijącym brawo fanom.

Przez tych kilka chwil kiedy Gienia została sama, mogła bardziej wczuć sie w klimat 'The Zone'. Podobało jej się tutaj. Kameralnie, klienci bez zbytniej ekstrawagancji, niewielka, ale
wystarczająca przestrzeń. Gienia odstawiając pustą filiżankę, spojrzała na stolik.
Lampka czerwonego wina, ktorego nie dopił Matteo, komórka i pęk kluczy z brelokiem
na którym widniała Matka Boska.
"Cały Matteo" - podsumowała Gienia mając przed oczami jego uczesanie i złoty sygnet.
"A oto i on we własnej osobie" - Gienia przesunęła się nieco, gdy Matteo odsuwał krzesło
by Grace mogła usiąść.
"Moja droga, nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi swoją obecnością. Mam nadzieję,
że dobrze się bawisz?" -  Grace powitała ją serdecznie dodając dwa buziaki.
"Czy dobrze się bawię?" - powtórzyła Gienia - "Grace! To prawdziwa muzyczna uczta!
Jesteś naprawdę niezwykła."
I w tym wypadku 'niezwykła' było prawdziwym komplementem.
Matteo wrócił z filiżanką kawy i dwiema lampkami szampana.
"To dla ciebie kochanie" - powiedział stawiając kawę przed Grace - "Taka jak lubisz. Niezbyt
mocna. A to dla czarujących pań od barmańskiej załogi. Ze specjalnymi podziękowaniami
dla Gieni  za uratowanie życia Grace" - dodał z uśmiechem wiedząc, że sam musi ratować
jej życie co najmniej kilka razy dziennie.
Panie pomachały w kierunku fundatorów a Grace wzniosła toast za  Najlepszy Lokal w Mieście wołając : "Dzięki kochani!"
Popijając szampana Gienia nie szczędziła komplementów pod adresem Grace. A ta słuchała
z rozmarzeniem i trzymając dłoń na kolanie Matteo, myślała zupełnie o czym innym.
"Kocham go" - wyznała  - "Gieniu nareszcie spotkałam mężczyznę swojego życia".
I Gienia wiedziała, że to najprawdziwsza prawda, bo nad ich głowami krążyły prawie niedostrzegalne, jasnozłote ważki.
"Och!" - zawołała Grace spoglądając na zegarek - "Zostało mi jeszcze tylko dziesięć minut.
Gieniu kochana. Jutro wyjeżdżamy na Teneryfę i zostaniemy tam przez jakiś czas.
Matteo wszystko zorganizował" - dodała z wdzięcznością. Matteo zarumienił się i powiedział :
"Grace będzie miała serię koncertów w Piano Bar. Będziemy razem, bo obiecano mi tam pracę barmana."
"Teraz was zostawiam moi kochani. Matteo, dbaj o Gienię" - Grace odchodzącą pocałowała go
i pomachała do Gieni - "Bawcie się dobrze!"
Nie wiadomo, czy na skutek reklamy Grace, czy z innych oczywistych powodów przy barze
kłębił się tłum.
Personel uwijał się, podając kolejne trunki. Grace zgrabnie przecisnęła się przez tłumek, by
znaleźć się na scenie. Jej asystent przyniósł krzesło i umocował mikrofon na statywie.
Wzdłuż sceny rozstawił kilka zapalonych świec w szklanych osłonach. Grace ukryta w cieniu
stroiła gitarę. Tym razem nie potrzebowała uciszać publicznosci, bowiem w pewnym momencie światła przygasły. Gwar przycichł na kilka sekund  i wtedy asystent pełniący tym razem rolę konferansjera zapowiedział :
"Panie i Panowie, proszę o uwagę. Mam zaszczyt i przyjemność zaprosić Państwa na drugą
część koncertu naszej znakomitej gwiazdy Grace!"
Rozległy się oklaski. Zrobiło się nieco jaśniej, i i uwaga wszystkich skupiła się na Grace.
A ona, z gitarą, siedząc na stołku barowym, promieniała radością kiedy mówiła :
"Dziękuję moi kochani! Specjalnie dla was opracowałam tę częśc koncertu. Dziękuję. Dziękuję,
że jesteście" -  zakończyła w swoim stylu.
Po dwóch pierwszych gitarowych akordach rozbrzmiał niski, ciepły głos Grace. "Moon river..."
Przez chwilę jej śpiew zagłuszyły oklaski i okrzyki, ale Grace jakby tego nie słyszała. Śpiewała będąc głęboko w sobie. A potem stare, nostalgiczne przeboje. Billy Holiday,  Aretha Franklin
i ku wielkiemu zdumieniu Gieni  - Anne Shelton.
Grace wykonała też w bardzo autorskiej  stylizacji  "Shape of my Heart".
Delikatnie mówiąc wykonanie nieco odbiegało od oryginału Stinga. Bo z oryginału pozostały
tylko słowa i zbliżona linia melodyczna. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Publiczność
szalała. Grace błyszczała. Po zapowiedzi ostatniego utworu, nie chciano jej puścić ze sceny.
"Brawo Grace!". "Jesteś boska kochanie", dało się słyszeć w burzy oklasków.
Matteo patrzył z zachwytem na scenę i szalejący tłum.
"Kocham ją" - powiedział do Gieni.
Grace dała się uprosić i na bis zaśpiewała "Love of my life".
Zaśpiewała tak, że gdyby to Freddie usłyszał, pocałowałby ją w piętę. Dała z siebie wszystko. Obnażyła swoja duszę. Oddała całe swoje serce.
I tym rzuciła publiczność na kolana.


                                                            koniec fragmentu szóstego

                                                     kolejny w  NIEDZIELĘ  11.01.2015
                                                                     z a p r a s z a m

No comments:

Post a Comment