Jadąc do Edynburga, kierowałam się głosem intuicji. Oprócz kilku
wymogów natury praktycznej (dobre połączenie, liczba ludności,
temperatura, możliwość znalezienia pracy), resztę pozostawiłam
wołaniu duszy.
W życiu są takie zdarzenia, które ofiarowują więcej niż mogliśmy się
spodziewać. Tego doświadczam w tym mieście.
Jest niezwykłe. Wielowarstwowe. Występujące w różnych odsłonach,
w zależności od pogody, nastroju, zapewne pory roku i ludzi którzy
przynoszą tu wszystko, o czym wiedzą lub nie. Z pewnością jest
jeszcze wiele innych, nieznanych mi przyczyn.
Edynburg jest majestatyczny. Jest mocno osadzony w Naturze, i to ona
nadaje ton. Czuję, że to miasto ma korzenie, i nie chodzi mi o tzw.
'korzenie kulturowe'. To jest coś o wiele bardziej pierwotnego,
trwałego, utrzymującego równowagę.
Holyrood jest górą, u podnóża której Edynburg bezpiecznie się umościł.
Podziwiam ja nieustannie, i nie myślałam, że tak szybko zaprosi
mnie do siebie. Zanim o tym napiszę, (następnym razem), wspomnę
o ścieżkach rowerowych, dzięki którym odkryłam, że Edynburg jest
do ogarnięcia przestrzennie, czego wcześniej trochę się obawiałam.
Ścieżki rowerowe tworzą niezależna siec komunikacyjną, wykorzystywaną
przez rowerzystów, biegaczy oraz, w zdecydowanej mniejszości
(do której należę również ja) - spacerowiczów.
P.s ścieżka rowerowa Innocent Railway, która zaprowadziła mnie do
podnóża Holyrood.
Niebieską linią zaznaczona jest ścieżka rowerowa.
Szczegóły:
http://www.edinburghguide.com/book/transport/cycling/innocentrailwaypath
Doroto! Jaką wielką, mocną i głęboką masz intuicję, że Cię prowadzi w takie czarowne miejsca.
ReplyDelete