Dopiero co rozpisywałam się o cudownej pogodzie, a już poczuwam się do
poczynienia drobnej korekty. Dzisiejszy wieczór (tzn. godziny 19-ta, 20-ta)
był zimny i wietrzny.
Żeby złagodzić to stwierdzenie, oraz zrównoważyć przewagę informacji
florystycznych na moim blogu, będzie o napotkanych zwierzętach.
Psów nie fotografuję, bo zauważyłam, że że tego nie lubią (a właściwie nie
lubią mojego podejścia do tematu).
Ptaki, nie są obiektami, które byłby zdolny uchwycić mój aparat.
Nieliczne poniżej
Koty. To jest moja fascynacja, którą zauważyłam na Wyspie.
Dla równowagi przedstawiciel psiego rodu, którego opiekun zniknął za drzwiami
sklepu
akcent sielski w mieście stołecznym (przy ścieżce rowerowej w pobliżu Duddingston
Loch)
oraz
absolutny mój zachwyt sprzed dwóch dni :
(nie chodzi o tego pana, tylko jego skrzydlata koleżankę, z którą wspólnie zarabiają
przy Royal Mile). Sowa jest naprawdę całkiem żywa i za odpowiednią opłatą można się z nią sfotografować (nie robi psikusów).
No comments:
Post a Comment